Dawid Podsiadło zaczarował Trójmiasto – relacja z koncertu

Czy jeden człowiek może zaczarować około 12 tysięcy osób? Dawid Podsiadło z pewnością opanował tę sztukę. Jego koncert zgromadził rzeszę fanów, łaknących jego twórczości. Czy artysta zaspokoił ich oczekiwania? Koniecznie sprawdźcie, jak przebiegł występ zwycięzcy drugiej edycji programu X Factor! 

Zimny i wietrzny czwartkowy wieczór. W okolicach Ergo Areny wszyscy zmierzają w tym samym kierunku. Wiatr jest na tyle silny, że ludzie przytrzymują czapki i opatulają szalikami połowę twarzy. Zgodnie z zapowiedziami, bramy miały otworzyć się o 18:30. Kilkudziesięciometrowa kolejka, składająca się z fanów Dawida, musi jednak poczekać nieco dłużej. Każdy stara się znaleźć własny sposób na rozgrzanie. Niektórzy podskakują w miejscu, inni stoją w objęciach bliskich osób. Po obu stronach kolejki znajdują się dwa charakterystyczne, zielone kioski.

Jeszcze nie tak dawno, w dniu premiery „Małomiasteczkowego”, sam Podsiadło siedział w takiej budce w sercu Warszawy i sprzedawał nie tylko swoją płytę, ale także artykuły spożywcze i tekstylia. Ze strony jednego z nich dobiega muzyka artysty. Już za chwilę, już za moment usłyszymy ją na żywo! Po otwarciu bram, kolejka zmniejsza się całkiem sprawnie. Na płycie zgromadziło się już dużo osób. Większość siedzi na ziemi, wyraźnie oszczędzając nogi na część właściwą, a Ergo Arena zapełnia się w zaskakującym tempie. Oczekiwanie na koncert umila DJ, a kamera wyłapuje fanów i wyświetla ich na telebimach.

W końcu pojawia się komunikat. Odliczanie do koncertu. Jeden…dwa…trzy… Scena nabiera kolorów. Dawid wyjeżdża spod podłogi. Ku zaskoczeniu fanów, pierwsza piosenka nie pochodzi z albumu „Małomiasteczkowy”. – I will wait, you will find me in the land of green gardens – głos artysty wypełnia pomieszczenie i wywołuje wrzawę. Piosenka „Forest” pochodzi z drugiego albumu, pt. „Annoyance and Disappointment”. Refren zostaje jednak nieco zmieniony. Zamiast tradycyjnej, angielskiej wersji, słyszymy słowa „biegnij Forest, biegnij Forest sam”.  – Czujemy się dzisiaj bardzo dobrze. Mam nawet wrażenie, że to będzie bardzo ważny koncert i będzie wspominany przez wiele lat. Nie wiem dlaczego, tak po prostu jest w atmosferze – przekonuje Dawid. Nie można odmówić mu poczucia humoru. Wystarczy mu kilka sekund, by rozbawić publiczność.

Dawid zaprezentował piosenki ze wszystkich trzech albumów. Pojawiły się wszystkie kawałki z najnowszej płyty, ale także dawne hity, takie jak „Pastempomat”, „W dobrą stronę”, czy „Trójkąty i kwadraty”. – Zagramy również utwory, można powiedzieć z przeszłości, ale nie tak odległej. To wszystko działo się przez 5 lat. No ile to jest 5 lat? 5 razy 365 około – zapowiadał ze sceny. Artysta pracował nie tylko głosem. W trakcie koncertu można było zobaczyć go z tamburynem, gitarą elektryczną, jak i przy fortepianie. – Jeżeli kogoś zaniepokoił poziom moich umiejętności, jeżeli chodzi o grę na gitarze, to od razu dam wam znać, że dzisiaj był jeden z lepszych występów. Nie lubię się chwalić, ale po prostu dzisiaj to poczułem – słyszeliśmy.

Przed niektórymi utworami, na sali zapadała ciemność, a na telebimach wyświetlano krótkie, czarno-białe filmiki. Były to opowieści zwykłych ludzi o miłości i rozstaniu. Najbardziej wzruszający moment nastąpił w trakcie piosenki „Nie kłami”. Tylko Dawid i fortepian. Niezwykle emocjonalne wykonanie sprawiło, że ludzie zamilkli. Skupione, czasem lekko uśmiechnięte, twarze patrzyły tylko na wykonawcę. Równie wzruszająco, nieco inaczej niż w oryginale, zabrzmiał „Projekt 19”.

Kiedy Dawid podziękował i zszedł ze sceny, fani wiedzieli, że to nie może być koniec. Wokalista nie zaprezentował przecież najważniejszego kawałka! Koncert bez singla zwiastującego najnowszy album? Po okrzykach i gromkich brawach powrócił na scenę. – Chcieliśmy tutaj wrócić jeszcze, bo nie dokończyliśmy tematu. Mamy jeszcze kilka piosenek, nie jedną! – mówił wokalista. Zaczął od drugiej wersji „Trójkątów i kwadratów”, które zaprezentował już w pierwszej części koncertu. Wykonanie bisowe było bardziej elektroniczne, a w piosenkę wkradły się słowa refrenu z utworu Julii Wieniawy i Zeppy’ego Zepa, pt. „Na zawsze”. Jako trzeci utwór pojawił się długo wyczekiwany „Małomiasteczkowy”, a koncert zwieńczyła „Matylda”.

Fani Dawida bardzo długo wyczekiwali wznowienia kariery i koncertów. Myślę, że biorąc pod uwagę to, z jaką siłą powrócił i co zaserwował czwartkowego wieczoru, zdecydowanie warto było czekać. Było zabawnie, było wzruszająco, a przede wszystkim prawdziwie. Dziękuję Dawid.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiemnaście − siedem =