„xXx: Reaktywacja” – recenzja

„xXx: Reaktywacja” – recenzjaVin Diesel powraca po raz trzeci jako zapomniany przez wszystkich agent „xXx”. Dwanaście lat minęło od premiery dwójki, a światu dalej grozi zagłada, którą może powstrzymać tylko Xander Cage i jego wytatuowane bicepsy. Zapraszam na recenzję „xXx: Reaktywacja”.

Nowy twór amerykańskiego kina akcji to odgrzewany, prześlicznie wyglądający kotlet. Smakował mi, gdy go jadłem, ale cały czas miałem wrażenie, że już kiedyś próbowałem to danie. Nie pomyliłem się. Trzecią częścią serii „xXx” mógłby być dowolny film pościgowo-kaskaderski. Zmieniając tytuł i nieistotne elementy fabularne można z łatwością zrobić z niego Szybkich i wściekłych”, robiąc kolejne przeróbki przejdziemy w „Niezniszczalnych” czy „Mission Impossible”. Krócej – już to kiedyś widziałem.

Z drugiej strony nie wyobrażam sobie Vina Diesela w innej roli. Jakoś podświadomie chce słyszeć te tandetne riposty, widzieć przekoloryzowane uzależnienie od adrenaliny i cieszyć się tym, jak postać wykreowana przez aktora po raz kolejny ratuje świat, jakby to była kaszka z mleczkiem. Oczywiście w towarzystwie nietuzinkowej ekipy, gdzie tylko dwie osoby mogłyby uchodzić za regularną armię, a tymczasem wszyscy mogliby z łatwością rozwalić siły specjalne amerykańskiej marynarki. Poważnie, w filmie nawet DJ, o wyglądzie nastolatka, posługuje się karabinem lepiej niż zawodowy Marine.

Historia odgrywa tu raczej drugoplanową rolę, ale wypada o niej choć wspomnieć. Otóż mamy emerytowanego agenta z niezależnej grupy „xXx”, który na co dzień zajmuje się robieniem przekoloryzowanych akrobacji sportowych. Hobbistycznie naprawia anteny telewizyjne środkowoamerykańskiej ludności, pruje przez autostrady na deskorolce, przybijając piątki kierowcom i korzysta z życia u boku pięknej kobiety. Sielankę przerywa nieoczekiwane pojawienie się tajemniczej grupy przestępczej, która wykradła broń, mogącą zamienić w bombę dowolną satelitę, okrążającą Ziemię. Xander Cage, główny bohater, okazuje się być ostatnią nadzieją Ameryki na rozwiązanie tego problemu.  Nie może jednak tego robić sam. Po wcześniejszym pozbyciu się, zasugerowanych przez szefową NSA, agentów, proponuje własną grupę: kaskadera, snajperkę i potrafiącego rozkręcić każdą imprezę DJ’a. Brzmi absurdalnie? Brzmi, ale reżysera to nie obchodzi, bo trzeba puścić oko do fana serii przynajmniej raz na pięć minut filmu.

xXx: ReaktywacjaBardzo boli mnie, że wyszedł z tej produkcji taki średniak. Reżyser D.J. Caruso i scenarzysta F. Scott Frazier pracowali z naprawdę dobrą obsadą. Poza, wcześniej już niejednokrotnie wspomnianym, Vinem Dieselem, jest tu masa dobrych aktorów. Samuel L. Jackson, Ruby Rose czy Nina Dobrev to tylko namiastka znakomitych osobowości zaangażowanych w film. Warto wspomnieć też o obecności Donniego Yena, znanego już na zachodniej scenie kinematografii przez „Łotra 1.”.

Jak już na samym początku wspomniałem – „xXx: Reaktywacja” to prawdziwa uczta dla oka. Widoki są dostosowane zarówno do żeńskiego, jak i męskiego audytorium. A oprawa wizualna została wzmocniona genialną ścieżką dźwiękową, która pomaga zaspokajać tę pierwotną chęć patrzenia na brutalne starcia protagonistów z antagonistami. Kto zna tego typu serie, nie będzie wymagał od „xXx: Reaktywacji” głębokiej fabuły czy niespodziewanych zwrotów akcji. Scenarzysta nałożył nacisk na wygląd, a nie jakość produktu. To widać w każdej scenie, gdzie główni bohaterowie wręcz szukają okazji by porozbijać kilka głów i odejść w blasku chwały. Wstyd mi to przyznać, ale uroczy powrót do kina sensacyjnego lat 90. sprawił, że z przyjemnością przesiedziałem dwie godziny przed wielkim ekranem. Nie potrafię jednoznacznie ocenić filmu, ale bawiłem się na nim dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia + 18 =