„Manchester by te sea” – dramat z widokiem na morze

manchester by the sea recenzjaNajnowszy obraz Kennetha Lonergana przypłynął do Polski ze sporym opóźnieniem. Ani Złote Globy, ani też Oscary nie pomogły mu znaleźć w naszym kraju dużego armatora dystrybutora, więc zawinął do kin studyjnych. I warto go tam obejrzeć.

Trudno jest pisać o dziele, które zostało już przez wielu ocenione. Nagrody i nominacje nie pomagają w odbiorze, a jedynie pobudzają nasze oczekiwania. Przez to bałem się, że „Manchester by the sea” ich nie spełni. Poniekąd miałem w tej sprawie rację. Film opowiada historię rodziny Chandlerów. Nie jest to jednak opowieść o pięknie życia, a raczej o horrorze codzienności. Głównym bohaterem jest tu Lee (Casey Affleck), zatrudniony do pomagania mieszkańcom kilku bloków w prostych naprawach. Mimo że wydaje się niezwykle spokojnym człowiekiem, dość szybko daje się poznać jako choleryk i raptus. Chociaż niektórzy mogli by uznać, że bicie nieznajomych w barze to amerykańska tradycja.

Rutyna życia Lee zostaje przerwana, gdy odbiera ważny telefon. Jego brat Joe (Kyle Chandler) zmarł w wyniku ciężkiej choroby serca, a ktoś musi zająć się jego synem Patrickiem (Lucas Hedges). Brzmi niezwykle sztampowo, ale na szczęście tak nie jest. Z każdą kolejną sceną dowiadujemy się coraz więcej o rodzeństwie Chandlerów, o ich żonach, dzieciach oraz przede wszystkim tragediach, które przeżyli. Aktualne wydarzenia przeplatane są z retrospekcjami niezwykle płynnie. Sceny, dialogi i zachowania, których moglibyśmy nie zrozumieć, są natychmiast uzupełniane przez odpowiednie ujęcie z przeszłości. Dzięki temu zabiegowi nie gubimy się w zawiłych relacjach bohaterów i jeszcze bardziej wnikamy w ich życie.

Nie mogę nie poświęcić trochę więcej czasu panu Affleckowi, przede wszystkim ze względu na nagrody i nominacje, które zdążył już zdobyć. Czy jest to rola wybitna? Nie sądzę. Najlepsza w tym roku? Być może. Bardzo dobra? Na pewno. Casey świetnie portretuje apetycznego, wewnętrznie wypalonego i pozornie nieokazującego emocji człowieka z wiecznie znudzonym spojrzeniem. Jednak w odpowiednim momencie, gdy pragnie rozładować emocje lub kiedy poddaje się presji, pokazuje na co go stać. Po pierwszych scenach bałem się, że będzie równie sztywny co jego starszy brat batman Ben, na szczęście okazuje się dużo lepszym aktorem. Nie jest to jednak aż tak trudne, wystarczy mieć więcej niż jeden mięsień twarzowy.

„Manchester by the sea” daje nam porządną reżyserię, wyrazisty scenariusz, bardzo dobre aktorstwo, ładną pracę kamery i dopasowaną muzykę. Pojedynczo nie są to elementy wybitne, jednak w połączeniu tworzą świetny i mocny dramat. Film bardzo blisko ludzi, z prawdopodobną historią i wyrazistymi postaciami. Już od samego początku dałem się porwać falom fabuły i płynąłem z bohaterami przez ich historię do samego końca. Wszystkim polecam ten rejs.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jeden × trzy =