„PolandJa” – komedia full of zasadzkas

Polandja„Komediowo – komercyjne potworki” – tak polski krytyk filmowy i teatrolog Tomasz Raczek nazywa proste, łatwe i trochę żenujące komedie, których jedynym celem jest opróżnienie widzowi portfela. Szłam na „PolandJę” przygotowana na spotkanie z takim właśnie małym monstrum. Jednak aż nie taki potwór straszny, jak go reklamy malują.

Akcja filmu rozgrywa się w ciągu 24 godzin w Warszawie. Większość bohaterów to Polacy reprezentujący różne grupy społeczne – od korporacyjnych gigantów i uczelnianych profesorów po złodziei oraz bezdomnych. W życiu każdej z tych osób wydarza się coś nieoczekiwanego – coś, co zmienia ich sytuację życiową, a nawet światopogląd. Fabuła wiąże bohaterów nie tylko wspólnymi wątkami – każdy z nich uwielbia też kebab i karmelową herbatkę w najpopularniejszym w stolicy tureckim barze. To ważne, nie tylko dlatego, że turecki kebab rzeczywiście jest najlepszy. Ale o tym później.

W postacie wcieliła się cała plejada znanych aktorów, między innymi Izabela Kuna, Roma Gąsiorowska, Jerzy Radziwiłowicz, czy Borys Szyc. Nie sposób wymienić ich wszystkich. Scenariusz raczej nie wymagał od żadnego z nich szczególnego zaangażowania. Moją uwagę zwróciły jednak dwie role. Jakub Gierszał w bardzo naturalny sposób zagrał Artura, młodego chłopaka, który próbuje pozbyć się otrzymanego w dość dziwnych okolicznościach boa dusiciela. Śledząc ten wątek, miałam wrażenie, że odgrywanie postaci nie sprawiało Jakubowi jakichkolwiek trudności. Był również bardziej zabawny i przekonujący niż Paweł Domagała, który wcielił się w rolę jego przyjaciela – Kaczora. Być może aktor ten zagrał ostatnio zbyt wiele ról takich samych, wręcz jednakowych, by móc zadziwić widzów czymś nowym.  Z kolei Janusz Chabior w iście komediowy sposób sposób odegrał rolę bezdomnego. Włóczędzy zazwyczaj nie spotykają się z sympatią ze strony reszty społeczeństwa, jednak ten odgrywany przez Janusza Chabiora od razu zyskał sobie sympatię widowni. Cieszy również epizod Ewy Błaszczyk, którą ostatnimi czasy można coraz częściej oglądać w nowych produkcjach.

 

arturWielość zdarzeń i postaci stawia scenarzystów i reżysera, Cypriana Olenckiego, przed nie lada wyzwaniem. Nie mogą pozwolić na to, aby odbiorca zgubił się w fabule. O ile ktoś nie wyszedł w trakcie filmu po kolejny popcorn, raczej nie było możliwości stracenia wątku. Kilka z historii zostało jednak porzuconych w połowie. Co stało się ze złodziejem, który miał porachunki z wierzycielami? Czy Sobek docenił swój awans w pracy? Przypadki tych postaci były przedstawiane przez połowę filmu. Niejeden widz zapewne poczuł niedosyt i chciałby poznać odpowiedzi na podobne pytania. Tymczasem fabuła nie tworzy zamkniętej całości, a nikt też nie wspominał o planowaniu drugiej części. Niektórzy bohaterowie pojawiają się na początku, by zniknąć w połowie, a inni zjawiają się nagle i bez wyraźnego sensu, tak jakby mieli zapchać lukę w akcji. Nad scenariuszem pracowało czworo scenarzystów oraz sam reżyser. O ile jest to dopiero drugi film tworzony przez pana Olenckiego, nikt inny nie dostrzegł wad takiej konstrukcji opowieści. Przypomina mi się przysłowie „Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”. Poza tym, pojawia się przemieszanie naprawdę zabawnych sytuacji z całkowicie prostymi, przystrojonymi przerażającą ilością wszelkich możliwych przekleństw, żartami. Nadmierna ordynarność niszczy wartość dobrze przemyślanych dowcipów i staje się irytująca.

Wróćmy teraz do tureckiego kebabu, a tym samym zalet „PolandIi”. Oprócz naszych rodzimych artystów występuje w niej również kilku aktorów z zagranicy. Są to Turkowie – pracownicy baru. Co chwilę pojawiają się także osoby czarnoskóre i Azjaci. W miarę zgłębiania fabuły okazuje się, że  filmowy bar Istambuł jest symbolicznym miejscem różnorodności kulturowej w naszym kraju. A owa różnorodność, globalizacja i to, jak radzimy z nią sobie my – Polacy, to główne idee tego filmu. Bez niej moglibyśmy zaszufladkować „PolandJę” do reszty nieudanych, typowo komercyjnych komedii. Jeżeli chcecie uświadomić sobie, jak, jako społeczeństwo, reagujemy na choćby powierzchowny kontakt z cudzoziemcami oraz jaki mamy do nich stosunek, warto zobaczyć tę pozycję. Jej twórcy w przerysowany sposób wytykają nam i obśmiewają wszystkie zaściankowe zachowania obrazujące to, że jako naród nie do końca jeszcze godzimy się ze skutkami wielokulturowości. I choć lubimy kebab, Turkowie znaczą dla nas tyle, co służący dla władcy w średniowieczu. Trudny temat przedstawiony w łatwo przyswajalny sposób, z dość dużym przytupem na sam koniec – to jedna z większych zalet filmu.

„PolandJa” reklamowana jest jako zbiór prześmiesznych historii Polaków, którzy nie potrafią pogodzić się z otaczającą ich rzeczywistością. Marketingowcy zapewniają, że będzie zabawnie, wzruszająco i ostro. Przesadzili chyba z każdym z tych określeń. Niektóre perypetie rzeczywiście są zabawne, przedstawiane w nieoczywisty sposób – inne to proste, mało wciągające opowieści. Jednak każda z nich prędzej czy później i tak sprowadza się do meritum, czyli do globalizacji. O tym jest tak naprawdę „PolandJa”. Czy ktoś z Was dostrzegł to, oglądając zwiastuny lub afisze, którymi obklejona jest aktualnie większość polskich miast? Ja nie. Nie miałam pojęcia, że idę na film, który będzie niósł ze sobą jakąkolwiek wartość. Przygotowywałam się na stracenie prawie dwóch godzin w towarzystwie innych nieszczęśliwców, którzy kierowani plakatem również kupili bilet. Jest to według mnie poważny błąd reklamy. Bo jak inaczej nazwać praktycznie całkowite rozminięcie się z głównym tematem produkcji?

Podobno zawsze warto powiedzieć coś miłego na koniec. Myślę, że Warszawa została ukazana w filmie poprzez wiele efektownych i cieszących oko ujęć. Wartość estetyczną zwiększa także muzyka. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał muzyk i kompozytor Andrzej Smolik. Podczas seansu może i nie usłyszymy utworów najwyższej klasy, jednak dobrze dobrany podkład oddaje nastrój każdej ze scen. Podczas oglądania widz może kilkakrotnie pomyśleć sobie „ta nutka mi się podoba”. „PolandJa” spotkała się do tej pory z wieloma krytycznymi opiniami. To prawda, że nie jest filmem o szczególnej wartości artystycznej. Ale nigdy nie została jako taki przedstawiona. Z drugiej strony nie jest też typowym „komediowo – komercyjnym potworkiem” – niesie ze sobą istotny dla odbiorców przekaz. Więc skoro macie ochotę rozluźnić się i zaśmiać kilka razy, nie tracąc przy tym pieniędzy i czasu, to dobry wybór. Jednak fajerwerków nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedem − pięć =