Sprzedawca też człowiek – po drugiej stronie lady

 „A jakie ty możesz mieć zmartwienia?”, „To jest Twój czas!” – każdy student słyszał podobne zwroty. Szaleć jednak trzeba mieć za co, a przecież z wiekiem stajemy się coraz bardziej odpowiedzialni i niezależni. A więc: pierwsza praca. Nie za trudna, na pół etatu… sprzedawca! Gdzie? W galerii handlowej! I w tym momencie niejeden z nas przekonuje się, że o wiele bardziej wolałby patrzeć w ekran firmowego komputera, niż zaglądać w oczy kolejnego klienta – oczekując z grubsza nieprzewidzianego zachowania.

Nie ma pani tego gdzieś pod ladą?

Oliwia jest studentką filologii polskiej. Z miłości do czytania pracuje w księgarni, gdzie pomaga molom książkowym wybierać ciekawsze pozycje. Czasami jednak zaopatrzenie sklepu nie jest w stanie sprostać wymaganiom klientów – tytuły, które zostały wydane dziesiątki lat temu i sprzedały się w ilości kilku egzemplarzy, z reguły nie goszczą ponownie na sklepowych półkach. Ale, ale… klient nasz pan i zawsze wie lepiej. Szczególnie ten starszy od nas. Gdy nie dowierza zarówno systemowi komputerowemu, wyświetlającemu wielkie czerwone słowo „BRAK”, jak i informującej go o tym ekspedientce – rozpoczyna własne poszukiwania. Mija minut dziesięć, trzydzieści, a ekspedycja nie przynosi rezultatu.

Po przetrzebieniu kilku regałów, zniecierpliwionemu archeologowi w wieku 40 plus pozostaje już tylko jedno miejsce: sklepowa lada! Pewny siebie idzie do stojącej za nią sprzedawczyni. Nie chce być niemiły, lecz obiekt pożądania musi tu przecież być, decyduje się więc na zdawkowe pytanie: – „Nie ma Pani tego gdzieś pod ladą?” Nie, nie mam. „Na pewno?” Na pewno. „A koleżanka, może sprawdzić?”. Oczywiście, skoro klient przestał mi wierzyć, koleżanka może schylić się i sprawdzić. Nie zmienia to jednak faktu, że szukanej pozycji pod ladą nie ma. Mamy po dwadzieścia lat i nawet nie wpadłybyśmy na pomysł chowania co cenniejszych artykułów pod ladę. Nawet w zamian za kiełbasę lub coś mocniejszego. – opowiada Oliwia.

Trudnych pytań ciąg dalszy

Marta, koleżanka Oliwii „po fachu”, większość czasu wolnego spędza na sąsiadującym z księgarnią stoisku z kosmetykami. Tak zwana wyspa mieści się na galeryjnym korytarzu i z każdej strony oznakowana jest nazwą i logo firmy. Zadziwiająco wiele osób traktuje ją jednak jako punkt informacji. – Oczywiście, zawsze z chęcią pokieruję sympatycznego staruszka do toalety, a uprzejmą mamę z dzieckiem do sklepu z zabawkami. – opowiada Marta – Jednak gdy jestem zmęczona, drażnią mnie osoby tak bardzo chcące dostać się do miejsca przeznaczenia, że zapominają o podstawowych zasadach kultury. Nawet jeśli goniący za potrzebą przechodzień koniecznie musi używać słowa „kibel”, naprawdę istnieje różnica pomiędzy wypowiedziami „Przepraszam, gdzie jest kibel?”, a: „Gdzie jest kibel?!”. – Tak więc: gdzie jest kibel, gdzie jest apteka, gdzie jest sklep, którego nazwy nie sposób powtórzyć, gdzie jest sklep konkurencji… w zależności od nastroju i stanu posiadanej wiedzy Marta odpowiada „wiem” lub „nie mam pojęcia”…

Martwi ją jednak obrażalstwo galeryjnej klienteli. „To pani nie wie? Pracuje tu i nie wie?”  – Czasami rzeczywiście nie wiem. Przepraszam. Nie wiem za co, ale przepraszam! Choć niektórzy zamiast ciągłego przepraszania po prostu ustawiają kubeczek z podpisem „Informacja – 2 złote ”. I całkiem nieźle na tym wychodzą. – śmieje się.

Druga strona medalu

Pani Karolina to stała bywalczyni galerii handlowych. – Nie ukrywam, uwielbiam zakupy. Przychodzę tu regularnie i wszyscy mnie znają. – opowiada. Rzeczywiście, podczas naszej dwudziestominutowej przechadzki handlowymi korytarzami macha i wita się niezliczoną ilość razy. – Uwielbiam młodość. Choć sama mam już swoje lata czuję się dobrze w otoczeniu młodych ludzi. Dziewczynki pracujące tutaj są przesympatyczne. Czasem każę im usiąść, szkoda takich nóg! Czasem siadają i sobie rozmawiamy, czasem odpowiadają, że nie mogą. Są dni, kiedy nic nie kupię, ale gdy mąż jest w pracy przychodzę tu, żeby pobyć wśród ludzi i trochę sobie z kimś miłym porozmawiać. Ekspedientki pracujące na stoiskach z daleka zauważają różowe oprawki okularów pani Karoliny i krótkie siwe włosy zaczesane fantazyjnie do tyłu. Niektóre uśmiechają się z daleka. Inne są chyba zadowolone, że znalazła już rozmówczynię.

Pani Magda nie podziela entuzjazmu Pani Karoliny. – Mieszkam niedaleko więc często robię tu zakupy. I szczerze mówiąc wolę starszą, doświadczoną obsługę. Z reguły lepiej doradza. Wydaje mi się, że studentów najczęściej zupełnie nie interesuje praca, przyszli tu tylko po to, żeby zarobić i starają się zabić jakoś czas. Klient czasami im w tym przeszkadza. A to ważne, żeby ktoś coś dobrze podpowiedział, na przykład w sklepie z bielizną. Handel też trzeba mieć we krwi.

Szkolenia z telepatii

Studiujący na Akademii Muzycznej Czarek twierdzi, że musi nauczyć się czytać w myślach klientów. Pracuje w jednej z kawiarń na najwyższym piętrze. Jako kelner spędza w niej większość wolnego czasu, przy dużym ruchu jego zmiana trwa 12 godzin. – Całymi dniami staram się w miarę sympatycznie odpowiadać na pytania: „Czy macie to, co jadłem ostatnio? Gdzie przestawiliście mój ulubiony stolik? Czy mogę dostać bezkofeinową kawę z mlekiem ryżowym i syropie karmelowym bez cukru? Jeśli tacy klienci zdarzają się na początku dnia pracy, nie zraża mnie to. Gorzej, gdy cała ekipa ledwo stoi na nogach i czasem odpowie coś nie tak, wtedy zaczyna się niezadowolenie. Zdarzają się też roszczenia dotyczące za słodkiego cukru czy zbyt gorzkiej czekolady deserowej. Ale są też plusy. Mili klienci stwarzają zupełnie inną atmosferę, aż przyjemnie jest pogawędzić ze sobą. No i na kelnerce można uzbierać spory napiwek. – śmieje się chłopak. – Wydaje mi się, że ludzie przyzwyczaili się do dobrej obsługi w większości lokali i nie ma w tym nic złego, o ile są w stanie wybaczyć sporadycznie zwykły ludzki błąd przy serwowaniu ciasta. Przecież widać, że jesteśmy młodzi, zapewne niecałkowicie wyszkoleni do bycia etatowymi kelnerami. Chcemy po prostu dorobić, żyjąc w studenckim mieście. Okazuje się, że niektórzy nie są w stanie przyjąć tych argumentów, gdy kawa zostanie podana ze złej strony. Jesteśmy nieuprzejmi dla klienta tylko w wyjątkowych sytuacjach i zawsze w tak zwanej obronie własnej, gdy ktoś z obsługi nie wytrzymuje obrazy od klienta. Niektórzy potrafią uśmiechnąć się i podziękować. Inni nie są w stanie powiedzieć „dzień dobry”.

Wracając do sklepowej lady… również dzisiaj najczęściej coś pod nią jest. Gratisy – subtelna forma wdzięczności sprzedawcy. Zakładki do książek, próbki pomadek czy dodatkowa porcja cukierków. Dostaliście kiedyś? Gratulacje. Nie? Zachowanie do poprawki. Obsługujący nas na każdym kroku studenci i inni współpracownicy też są ludźmi. Najczęściej młodzi i pełni energii, czasami mają prawo być zmęczeni lub źli. Szczególnie w okresie przedświątecznym. Gdy wszyscy krzątają się w bożonarodzeniowej gorączce, oni krzątają się w natłoku ludzi i asortymentu. Konflikt z klientem stresuje zawsze obydwie strony. A przecież zamiast tego, przy odrobinie wzajemnej sympatii i cierpliwości, można zafundować sobie przyjemną rozmowę, ciekawą wymianę zdań a w rezultacie… wzajemną poprawę humoru – zauważa Marta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × trzy =