Najtrudniejsza jest wytrwałość – wywiad z Łukaszem Fudalą

Łukasz Fudala: „W muzyce doceniam bezpośrednie połączenie z uczuciami”

Obiecujący i skromny muzyk z imponującą ilością autorskiej muzyki. Subtelny głos i akustyczne brzmienia – połączenie, które mogłoby porwać niejednego fana Hoziera, czy The Kooks. Trójmiejski wokalista – Łukasz Fudala – opowiedział m.in. o trudnościach młodych artystów na początku kariery i o tym, co ceni w muzyce. 

Jak zaczęła się Twoja przygoda muzyczna? Kiedy zacząłeś śpiewać?

Właściwie to zaczęło się to dosyć nietypowo. Mój tata zawsze miał kontakt z muzyką. Poznał się na studiach z moją mamą, która śpiewała w jego zespole. Nie miałem jednak nigdy narzuconej żadnej presji. Po prostu wziąłem gitarę i zacząłem się uczyć akordów na YouTube. Siedziałem tak może dwa tygodnie, ucząc się po parę godzin dziennie. Potem zacząłem śpiewać piosenki The Kooks, na początku nie śpiewałem zbyt dobrze. Moje siostry cały czas mówiły, żebym przestał.

Jako 13-latek grałem w zespole, który nazywał się P.I.G.W.A. Mieliśmy dużo swoich autorskich piosenek i dawaliśmy koncerty, np. w Contrast Cafe, w którym zarobiliśmy swoje pierwsze pieniądze. To było bardzo motywujące. Był też konkurs, który nazywał się gitariada, gdzie zajęliśmy chyba drugie albo trzecie miejsce.

Czyli jesteś samoukiem? Nie chodziłeś do żadnej szkoły muzycznej?

Uczyłem się sam. Dopiero jak już potrafiłem grać na gitarze i śpiewać, zapisałem się do szkoły muzycznej. Nie dostałem się niestety na gitarę, ale poszedłem na kontrabas. To było w podstawówce i chodziłem tam przez dwa lata. Obecnie uczę się w domu. Śpiewam piosenkę, następnie odsłuchuję i wyłapuje fragmenty, które mi nie pasują. Ćwiczę je tak długo, aż wyjdą praktycznie idealnie.

Co jest najtrudniejsze na początku drogi muzycznej?

Myślę, że najtrudniejsza jest wytrwałość. Dużo ludzi poddaje się już na samym początku. Jest to zauważalne na przykładzie gry na gitarze, bo generalnie początki z instrumentami nie są łatwe. Ważne jest, żeby mieć cały czas zajawkę i bardzo dużo ćwiczyć.

Na jakich instrumentach grasz?

Na gitarze, pianinie, perkusji, ukulele, gitarze basowej i przez dwa lata uczyłem się gry na kontrabasie. Ostatnio mój tata przywiózł do domu akordeon i od razu się nim zafascynowałem.

Młodym muzykom bardzo trudno się wybić. Nie myślałeś, żeby spróbować swoich sił w programie, typu Mam Talent, czy The Voice of Poland?

Uważam, że wszystkie programy telewizyjne tego typu nic nie wnoszą. Zawsze mnie odrzucały i myślałem, że to jest taka sława na tydzień, czy dwa. Miałem też trochę wrażenie, że nie jestem na tyle dobry, żeby wybić się ponad jakiś poziom.

Masz więc jakiś plan, żeby Twoja muzyka dotarła do większej ilości osób?

Pracuję nad tym. Kiedy śpiewam na bulwarze, dużo ludzi prosi mnie o kontakt i pyta, czy mogę zaśpiewać na ślubie, czy urodzinach. Właścicielka Kofeiny wrzuciła mi wizytówkę i powiedziała, żebym się odezwał. Raz śpiewałem też na bulwarze, obok Browar Portu. Podeszła do mnie wówczas managerka i powiedziała, że prezes tego lokalu jest zachwycony moim głosem i mam się odezwać. Planuję zrobić wizytówkę z nagrań moich koncertów. Chciałbym też być supportem na koncercie Korteza i na przyszłorocznym Open’erze. Nie wiem, czy mi się to uda, ale warto spróbować.

Masz sporo autorskich piosenek, z których można by śmiało stworzyć album. Próbowałeś znaleźć jakąś wytwórnię lub managera, który mógłby coś z tym zrobić?

Właściwie to szukałem z tatą, który próbował mi coś takiego załatwić. Nic z tego jednak nie wyszło, bo raz byłem w Szwecji, raz w Polsce, wiec nie mogłem tego zgrać. Nadal próbujemy coś wykombinować w tym kierunku.

Czyli to tata jest trochę Twoim managerem?

Tak, można tak powiedzieć.

Jest jakiś wokalista, który Cię szczególnie inspiruje albo mógłbyś się do niego porównać stylem muzycznym, jaki wykonujesz?

Trudne pytanie. Inspiruje mnie na przykład Jorja Smith. Myślę, że ona ma duży wpływ na moje piosenki, jak i to, czego słucham. Przez pewien czas słuchałem dużo Hoziera, a jak byłem młodszy The Kooks i to też myślę, że wpłynęło na mój styl.

Pod ostatnim wideo napisałeś, że wciąż eksperymentujesz z różnymi stylami muzycznymi. Według mnie Twoje kawałki są utrzymane w podobnym, akustycznym, nieco melancholijnym tonie. Na czym więc polega ta różnica?

Eksperymentuje z wprowadzaniem elektroniki do niektórych piosenek, np. jak w piosence „Mine”.

W jakim stylu czujesz się na razie najlepiej?

Najbardziej lubię wykonywać takie lekko jazzowe, akustyczne, powolne piosenki.

A z której piosenki jesteś najbardziej dumny?

Większość tych piosenek to są po prostu uczucia, które miałem w chwili pisania. Każda z nich coś dla mnie znaczy, bo przywraca mnie do tamtego stanu. Generalnie zawsze musi mi się coś stać, żebym stworzył coś nowego. Musi być to opowieść zainspirowana jakimś miejscem, ludźmi, z którymi przebywam, czy danym uczuciem. Bardzo dużo ludzi mówi mi, że „On the Downside” jest niezłe i mogłoby być hitem. Jeżeli miałbym wybrać, to chyba również postawiłbym na ten kawałek.

Czyli można powiedzieć, że teksty Twoich piosenek są o Twoim życiu?

Trochę tak. Jest to właściwie dosyć śmieszne, bo nie kontroluję tego co piszę. Słowa wychodzą same i specjalnie tego nie planuje. Dopiero po jakimś czasie czytam tekst i rozumiem, że odnosił się do momentu, w którym pisałem.

Co najbardziej doceniasz w muzyce?

Myślę, że takie bezpośrednie połączenie z uczuciami. Tak jak każdy ma jakąś piosenkę, która przypomina mu o jakimś momencie, np. o rozstaniu, czy jakiejś osobie. To jest bardzo ciekawe i fascynujące, jak różne częstotliwości dźwięku, ułożone w jakąkolwiek harmonię wpływają na nasze uczucia.

Dosyć często grasz w różnych lokalach. Masz swoje ulubione miejsce do grania?

Fajne miejsce, w którym bardzo komfortowo mi się gra i śpiewa, to Kofeina w Gdyni. Wchodzi się tam schodkami do góry, jest mnóstwo kanap, świeczki i dobry klimat. Po prostu przyjemnie się tam siedzi. Pomijając kawiarnie, to myślę, że najlepiej gra mi się na ulicy.

Na bulwarze?

Na bulwarze i ogólnie gdziekolwiek. Uwielbiam grać i śpiewać dla innych ludzi, którzy podchodzą, zatrzymują się na chwilę, żeby posłuchać. Jednocześnie mnie to dowartościowuje i jestem szczęśliwy, że moja muzyka się podoba i mogę umilić komuś czas. Nie chcę się też zamykać na Trójmiasto.

Ostatnio odwiedziłem Kraków i moją siostrę w Lublinie. Wynalazłem parę lokalizacji, w których mógłbym zagrać. Chcę pisać maile do miejsc w różnych miastach i przyjeżdżać tam robić koncerty. W przyszłe wakacje chciałbym kupować bilety last minute, na przykład do Rzymu i pograć tam na ulicach przez parę dni.

Gdzie będzie można Cię usłyszeć w najbliższym czasie?

W każdy czwartek gram w Browar Porcie w Gdyni.

Dziękuję za rozmowę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

18 − 4 =