Książki mają moc – C. Ruiz Zafón „Labirynt duchów”

Ostatni raz przenosimy się do krainy książek, snów i tajemnic, wykreowanej przez Carlosa Ruiza Zafona. „Labirynt duchów” wieńczy historię zapoczątkowaną 17 lat temu. Przyszedł czas, by pożegnać się z Barceloną – skrywającą więcej sekretów, niż mogłoby się wydawać.

Tetralogię o Cmentarzu Zapomnianych Książek rozpoczyna kultowy „Cień wiatru”. Następne części to psychodeliczna „Gra Anioła” i melancholijny „Więzień nieba”. Zafón stworzył sieć intryg i zagadek. Wykreowana przez niego historia to mieszanka kryminału i romansu, można odnaleźć również cechy powieści gotyckiej. Wielkim finałem, domykającym wszystkie wątki i niepozostawiającym już żadnych zagadek do rozwiązania, jest „Labirynt duchów”.

Schyłek lat 50, Madryt. Agentka Alicja Gris musi rozwiązać sprawę związaną z zaginięciem Mauricia Vallsa („Więzień nieba”). W jego rzeczach natrafia na książkę barcelońskiego pisarza – Victora Mataixa. Wiedziona przeczuciem, postanawia iść tym tropem i wraca do Barcelony. Odkrywa, że ze sprawą powiązana jest rodzina Sempere (dobrze znana z poprzednich części).

Ogromnym atutem, nie tylko „Labiryntu…”, ale i całej serii, jest opis Barcelony. Plastyczny, szczegółowy i z łatwą do wyobrażenia scenerią. W trakcie czytania można ulec złudzeniu, że przechodzi się właśnie tymi starymi uliczkami wzdłuż rzędu barów, w których trunki popijają bohaterowie. Czuć ogromny sentyment i przywiązanie Zafóna do tego miasta. Barcelona zostaje upersonifikowana. Niczym kobieta ma dwie natury. Z jednej strony piękna, z wieloma miejscami do odwiedzenia i niezwykłą architekturą, ale z drugiej – w mroku skrywa niejeden sekret, który być może nigdy nie powinien zostać ujawniony.

W końcu główną bohaterką jest kobieta. Dotychczas protagonistami byli mężczyźni. Nie ma co się dziwić, gdyż z pewnością łatwiej autorowi było stworzyć narrację z męskiej perspektywy. W ostatniej części jednak zaskoczył, zwłaszcza, że Alicja różni się od pozostałych żeńskich postaci w jego twórczości. Jest pewna siebie, nieustępliwa, a przede wszystkim niezależna. Nie musi polegać na żadnym mężczyźnie, gdyż sama doskonale daje sobie radę.

Wszystkie wątki zostają poprowadzone do końca, a Zafón wyjaśnia losy każdej kluczowej postaci. Nie każdemu bohaterowi pozwolił na dobre zakończenie. Ale to kolejny plus twórczości Katalończyka. Autor pomimo tego, że często daje się ponieść fantazji, nie stworzył cukierkowej historyjki, w której wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Choć seria o Cmentarzu Zapomnianych Książek ma w sobie coś z baśni, to stworzono wiarygodną opowieść. Piękną i wzruszającą, choć momentami ponurą i tragiczną. Warto przywołać jeden z cytatów – Opowieść nie ma ani początku ani końca, ma tylko prowadzące do niej drzwi. Opowieść to niekończący się labirynt słów, obrazów i duchów przywoływanych po to, żeby wyjawić nam ukrytą prawdę o nas samych.

Jest wiele momentów, które potrafią rozbawić – w głównej roli z Ferminem. Nie brakuje również fragmentów, które sprawiły, iż łzy ciekły po policzkach. Pomimo sporej objętości, książkę czytało się nadzwyczaj szybko. Choć trzeba przyznać, że końcówka trochę nużyła. Zafón chyba postawił w tym przypadku na ilość aniżeli na jakość.

Żegnaj, Cmentarzu Zapomnianych Książek. Zafón postawił kropkę nad i. Z jednej strony czuć ten żal, bo końcówka nadaje się idealnie na początek kolejnej części. Ale z drugiej, ogromny szacunek dla niego, że postanowił nie ciągnąć fabuły na siłę. Autor wiedział w którym momencie skończyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście − pięć =