Paluch rozniósł B90

Co to był za koncert! W ostatni piątek w klubie B90 gościliśmy reprezentanta poznańskiej rap sceny – Palucha. Koncert odbył się w ramach promocji najnowszego albumy artysty pt. „Złota Owca”. Kogo nie było, niech żałuje.

Uwaga. W tej relacji pozwolę sobie na trochę prywaty, ponieważ występ poznaniaka zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Gdy przybyłem pod klub do gdańskiej stoczni, miałem mieszane uczucia. To był pierwszy koncert Palucha, na który się wybrałem, ponieważ wcześniej nie należałem do grona odbiorców jego muzyki. Zacznę od początku. Z Paluszakiem nigdy specjalnie się nie lubiłem. Trochę zacząłem się do niego przekonywać wraz z premierą „Ostatniego Krzyku Osiedla”, jednak wciąż był to dla mnie rap zbyt waleczny. Zrobiły na mnie wrażenie kawałki, jakby to ująć, liryczno-refleksyjne. „Gdybyś kiedyś”, „W moim życiu” czy „Daj mi powód” to numery, które mogłem słuchać bez przerwy. Nie tylko przez doskonały beat, ale tekstowo te single stoją na bardzo wysokim poziomie. Nie mówię już o takich hitach jak „Szaman” czy „OKO”, bo to klasa sama w sobie. Mimo to, wciąż sądziłem, że jakoś się z Paluchem mijam. Do „Złotej Owcy” podchodziłem jak do byka – ostrożnie i z cierpliwością poznawałem twórczość rapera. Tutaj było już trochę mniej waleczności, jednak Paluszak nie zmienił swojego grona odbiorców, po niebywałym sukcesie poprzedniego krążka. Wciąż czułem, że muzyka szefa BOR-u (Biuro Ochrony Rapu) nie jest dla mnie. Powtórzyła się sytuacja z „Ostatnim Krzykiem…”, a mianowicie zakochałem się z kilku singlach „Złotej Owcy”. „List w butelce”, „Sterylnie”, „Dym” czy doskonałe „Cardio” i tytułowa „Złota Owca” to po raz kolejny, beat na światowym poziomie i bardzo dobry tekst. Miewałem momenty, że myślałem „Cholera, kupuje jego płyty!”, ale po pół godzinie jakoś mi przechodziło. Dlatego bardzo chciałem pojawić się na koncercie w B90, żeby posłuchać go na żywo i ostatecznie przekonać się do twórczości Palucha. I uwierzcie, przekonałem się.

W czwartek na Facebookowym wydarzeniu wyświetliła się informacja, że na miejscu bilety będzie można kupić po niższej cenie. To zły znak – mało ludzi kupiło je online, co znaczy że znowu będę świadkiem koncertu dużego artysty dla garstki fanów. Jakie było moje zaskoczenie, jak 30 min przed wystąpieniem poznaniaka, kolejka do wejścia zakręcała się jak precelek. To dobry znak – klub nie będzie pusty. Zdążyłem na ostatni numer rapera, który rozgrzał publiczność przed gwiazdą wieczoru. Azus miał ogromny luz w byciu na scenie, więc za to szacun. Chwilę po nim, ze decki wskoczył DJ i matko jedyna, co ten gość robił z muzyką to się w głowie nie mieści. Jego remix „Humble” Kendricka zrobił takie show, że oddałbym wiele, aby zagrał na moim weselu. Po takim przygotowaniu przyszedł czas, na pana, dla którego B90 zrobiło się czerwone na snapowej mapie.

Paluch wbił się na scenę z mocną „Kontrolą jakości”, tym samym pokazując, że chcę ten wieczór wpisać na listę najlepszych piątków w roku. Sala oszalała. Prawdę powiedziawszy, gdyby puścić sam beat, uczestnicy koncertu mogliby wyśpiewać sobie każdy numer. Dziewczyny i chłopaki w różnym wieku recytowali przy mnie wersy, nawet te najbardziej skomplikowane i szybkie. Byłem w szoku, ponieważ uświadomiłem sobie, w jak wielkim błędzie byłem, sądząc, że rap Palucha nie jest dla mnie. Myślałem, że nawija on dla osób, które w życiu mają pod górkę, a ja jakoś specjalnie ciężko nie miałem. Dopiero wtedy trafiło do mnie, że rap Paluszaka nie jest dla pokrzywdzonych, ale dla tych, którzy mimo jakichkolwiek trudności, poradzili sobie, wstali i pokazali środkowy palec temu, co ich wcześniej spotkało. Odkryłem na nowo muzykę reprezentanta BOR-u i mogłem przeżyć jeszcze raz te kawałki, które znałem już wcześniej. Mało tego – artysta zagrał wszystkie numery, o których wyżej wspomniałem. Dostałem urodzinowy prezent 10 miesięcy wcześniej. Godzina zleciała mi jak pięć minut i już wiem, że ostatni piątek był najlepszy w tym roku.

Jak inaczej mogę podsumować to wydarzenie, skoro prawie przez cały koncert koparę musiałem zbierać z podłogi. Cieszę się, że pisząc dla CDN-u mam możliwość uczestniczyć w takich przedsięwzięciach. Za niesamowite przeżycie, jakie zapewnił mi Łukasz Paluszak, mogę odwdzięczyć się jedynie tym tekstem i zakupem płyt, nad którym wcześniej się zastanawiałem. Radze też wszystkim, mającym podobny dylemat – kupujcie płyty artystów, których w jakiś sposób szanujecie. Wiem, że około 40 złotych to czasem odmowa obiadu w restauracji, albo kupna dobrego alkoholu na weekend. Jednak zjedzony obiad zniknie z was po niecałej dobie, a po alkoholu będziecie żałować, że go piliście. Taka płyta kupiona raz w miesiącu, to wasz dowód wdzięczności dla artysty, a także materiał do którego będziecie wracać już jako ojcowie lub dziadkowie. Cholera chciałbym, żeby mój dziadek puszczał Palucha podczas pracy w ogrodzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedemnaście + trzy =