Budapeszt – metropolia, której nie można zobaczyć tylko raz

Mimo że, w wielu miejscach wciąż wiele jest do zrobienia, Budapeszt sukcesywnie pięknieje. Mało jest stolic dawnych demoludów, które kumulują w sobie tyle wyjątkowych widoków, obiektów i miejsc. Po 9 latach przerwy ponownie odwiedzając węgierską metropolię można tylko żałować, że nie zagląda się tutaj częściej.

Coroczny szturm na europejskie metropolie przez turystów to zjawisko, które po bliższym przyjrzeniu się zmusza do wyciągnięcia kilku ciekawych wniosków. Niektóre mekki turystów jak wymienione wcześniej miasta Francji, Włoch czy Hiszpanii zaczynają powoli nie radzić sobie z popularnością, jaką przysporzyła im zdobywana latami renoma. Sezon turystyczny przypada na czas urlopów i najkorzystniejszą w większości zakątków Europy pogodę.  Gdy dodamy tego fenomen tanich lotów i niezwykłą popularność wielu europejskich metropolii dzięki ich symbolom-elementom popkultury (wieża Eiffela, Big Ben itd.) do czynienia mamy z corocznym oblężeniem na Europę. Zjawisko to odbywa się jednak w pewnej dysproporcji.

Wielka fala turystów bowiem często wybiera te same, najpopularniejsze miejsca. Irytuje to już powoli i mieszkańców i samych przyjezdnych. Czynniki podobne – brud, tłok i nieustanny hałas. W Barcelonie spotkać można było ostatniego lata nawet bannery z wymownym hasłem Tourist go homeW tym szaleństwie jest jednak metoda.

Daleko patrzeć nie trzeba

Zjawisko przeciążenia turystycznego w Europie jest dobrym pretekstem do wspomnienia o jej regionach, które niekiedy nie są dostatecznie doceniane. Warto wymienić tutaj kraje dawnej Żelaznej Kurtyny. W ostatnich latach pracują one intensywnie nad poprawą estetyki swoich miast i zaniedbywanych gdzieniegdzie historycznych zabytków. Nareszcie dzięki temu zaczynają zwracać uwagę coraz większej ilości podróżujących i zmuszają do docenienia bogactwa Starego Kontynentu w większym spektrum.

Nocleg, wyżywienie, transport… Średni koszt najistotniejszych elementów wyjazdu zagranicznego w najpopularniejszych zakątkach Europy nie prezentuje zazwyczaj wyjątkowo atrakcyjnie. Niezbyt atrakcyjnie oczywiście dla osób, dla których ekonomiczny wyjazd to priorytet. Tajemnicą poliszynela jest wszak to, że popularność niektórych miejsc zachęca lokalnych przedsiębiorców do windowania cen. Dla kontrastu warto przytoczyć państwa bliskie naszym południowym i wschodnim granicom. Średnie koszty wypraw do tych miejsc niekiedy można skalkulować o wiele korzystniej.

Bratanki z innego świata

Czechy, Słowacja, Litwa, Białoruś, a niewiele dalej także choćby Węgry i Rumunia – wszystkie te miejsca to punkty obowiązkowe dla osób pasjonujących się podróżą, aczkolwiek nie posiadających jeszcze tak wielkich zasobów finansowych, aby popuścić wodze fantazji w odległych wojażach. Ostatni kraj, jaki wymieniłem to miejsce tym bardziej wyjątkowe, gdyż pod wieloma względami podobne do Polski, choć nie graniczące z nami i mówiące językiem z innej galaktyki.

Historycznie z Węgrami dzielimy sporo. Węgrem był król Polski Stefan Batory, istotną rolę w tutejszej historii  odegrał dobrze nam znany rodak Józef Bem (powstanie węgierskie w 1848 roku), przez 123 lata południowe krańce dzisiejszej małopolski leżały w granicach Austro-Węgier (później na terenie Królestwa Węgier), a po wyniszczającej II Wojnie Światowej także i Węgry zmagały się z wpływami sowieckiego Wielkiego Brata cierpiąc przy tym niemało. Z kolei po upadku Żelaznej Kurtyny Węgry, nie inaczej niż Polska, w wielkich bólach podnosiły się do startu w nową, diametralnie inną rzeczywistość.

Dobrze być tu z powrotem

Węgry dziś to kraj mały, co zdecydowanie działa na jego korzyść – podróżowanie po tym kraju nie zajmuje stosunkowo dużo czasu. Po raz pierwszy zawitałem tutaj w 2008 roku i poza stolicą, Budapesztem, zobaczyłem także węgierską prowincję w drodze nad jezioro Balaton. W tym roku trafiłem na Węgry ponownie, z racji małej ilości czasu tym razem niestety swoją podróż ograniczyć musiałem do stolicy. I właśnie tym, którzy na zagraniczne podróże często nie mają wiele czasu polecam  odwiedzić największe miasto Węgier. Dostać możemy się tutaj bowiem nie tylko samolotem (loty stosunkowo drogie), ale także pociągiem (PKP Intercity) oraz autokarem.

Sam do węgierskiej metropolii trafiłem Polskim Busem. Miasto startowe, niestety, dla mieszkańca Trójmiasta odległe. Jednak z samych Katowic do Budapesztu, bagatela, 8 godzin. Budapeszt to miasto, w którym wizyta na dobre zapadła w mojej pamięci. Odwiedzając to miejsce po tak długiej przerwie czuję wręcz wyrzuty sumienia.

Stolica Węgier powstała niegdyś ze zjednoczenia historycznej Budy i Pesztu, które oddzielał Dunaj. Dziś ta wielka rzeka stanowi malowniczy element krajobrazu miasta, rozdziela go trwale na dwie silnie związane ze sobą części, a do tego skrywa piękną wyspę położoną na środku rzeki. Wyspę Małgorzaty.

Zielona wyspa

Miejsce to sprawia wrażenie, jakby żyło zupełnie innym tempem od reszty gwarnej metropolii. Dostać się na wyspę możemy pomijając transport wodny dwoma mostami, które łączą to miejsce z oboma brzegami miasta. Cichy, spokojny skrawek lądu pokryty jest gęsto drzewami i terenami zielonymi. Równolegle do chodników pełnych powolnie kroczących mieszkańców i turystów biegną ścieżki rowerowe. Poza hotelami i kawiarniami na wyspie znaleźć można wiele miejsc do odpoczynku od hałaśliwego i szybkiego tempa stolicy. Mieszkańcy miasta poza bieganiem, jazdą na rowerze i rolkach ochoczo ćwiczą tu także jogę, a nawet sztuki walki. Najciekawszym elementem wyspy bez wątpienia jest fontanna, która regularnie rozgrywa seanse wspomagane kolorową iluminacją w brzmieniu muzyki klasycznej. Każda metropolia potrzebuje miejsca do odsapnięcia. W Budapeszcie jest ich wiele, jednak Wyspa Małgorzaty to coś jeszcze lepszego niż niejeden malowniczy miejski park.

Kraj-ośmiornica

Im bliżej do mostu umożliwiającego opuszczenie Wyspy Małgorzatu i im mniej terenów zielonych tym coraz głośniej rozbrzmiewa hałas, który jeszcze przed chwilą zdawał się  być odległą abstrakcją patrząc na zaciszny klimat wyspy. Nie ma co się oszukiwać, czy tego chcemy czy nie właśnie takie jest prawdziwe oblicze tego miejsca. Budapeszt mimo, iż daleko mu do miana czołowej europejskiej metropolii to wciąż jednak bez wątpienia jest tętniącym życiem, nigdy nie śpiącym ogromnym organizmem. Zamieszkanym swoją drogą przez prawie tylu ludzi, co nasza Warszawa.

Budapeszt to miejsce unikalne na skalę całych Węgier i bez wątpienia silne serce tego państwa. Co ciekawsze – drugie co do wielkości miasto tutaj nie jest nawet w 1/5 tak duże, jak 1,7 milionowa stolica. Węgry przypominają w tej kwestii ośmiornicę – Budapeszt jako wielka głowa i pozostałe, o wiele mniejsze miasta jako jej macki. W czasie, gdy prowincja wyludnia się populacja Budapesztu od lat rośnie. Dominacja tego miasta kosztem reszty kraju będzie zatem postępować.

Wiatr zmian

Budapeszt to miasto wielkie ze wszystkimi tego konsekwencjami. Z racji swojego położenia powietrze nie należy tutaj  do najczystszych i czuć to już pierwszego dnia wizyty. Istotnie – normy czystości powietrza według statystyk są tu często przekraczane. Jak zwykle jednym, z winowajców są spaliny i podobnie w Budapeszcie ich zapach jest nieodłącznym elementem najbardziej zatłoczonych arterii. Miłość Węgrów do samochodów jest nie mniejsza, aniżeli u Polaków, jednak dostrzec można w węgierskiej stolicy również tendencje… holenderskie. W stosunku do mojej ostatniej wizyty sprzed 9 lat przybyło tutaj ścieżek rowerowych, na których pełno jest rowerzystów w różnym wieku i ubraniu. Do tego także na Węgry zawitała już na dobre popularność samochodów elektrycznych, których ilość przerosła moje oczekiwania. W porównaniu z 2008 rokiem, gdy na ulicach dominowały przestarzałe samochody z lat 90., cuchnące Ikarusy i produkowane lokalnie hałaśliwe Suzuki – zmiany są zauważalne już na pierwszy rzut oka.

Węgierska majestatyczność

Architektura Budapesztu czyni to miasto jedną, z piękniejszych stolic Europy Środkowo-Wschodniej. Hotel Gellerta, Zamek Królewski czy też Bazylika św. Stefana to ledwie początek przy wyliczaniu wyjątkowych obiektów w stolicy Węgier. Zachwyca majestatyczny budynek parlamentu. Rozłożysta siedziba węgierskiej władzy ustawodawczej w dzień mieni się od promieni słonecznych, a nocą wygląda szczególnie imponująco z racji widowiskowej iluminacji. Warto zawitać do  wielkiej hali targowej, która dobrze zachowała historyczny charakter oferując niezliczoną ilość straganów z tradycyjnymi węgierskimi produktami, owocami i warzywami. I to właśnie te miejsca ją dominują, choć w podziemiach otwarto… sieciowy supermarket. Nie można zapomnieć również o poświęceniu czasu na zobaczenie i przejście się mostem łańcuchowym, który podobnie jak parlament za pomocą iluminacji hipnotyzuje zwiedzającego po zmroku. Gdy zobaczymy ten obiekt właśnie o tej porze od razu zrozumiemy, dlaczego odwiedzając Budapeszt mało który turysta odpuszcza sobie przyjrzenie się temu symbolowi miasta z bliska.

Historia cierpienia

Krwawą historię Węgier przypomina rzucający się w oczy dość przysadzistą konstrukcją dachu budynek Terror Háza, czyli po węgiersku – dom terroru. Za niewielkie pieniądze (około 10 zł) możemy zwiedzić kilkupiętrowe muzeum totalitaryzmów, jakie uciskały Węgrów w ostatnim stuleciu. Już od początku w ciszy utrzymuje nas obserwacja ekspozycji na temat terroru nazistowskiego, a następnie -wieloletniego, pełnego represji reżimu komunistycznego. Zwiedzanie piwnicy, w której więziono niepokornych wobec władzy ludowej uwiecznionych ze zdjęciami i nazwiskami na ścianach działa szczególnie na emocje.

Surrealistycznym przeżyciem jest ekspozycja ze skumulowanymi w jednym pomieszczeniu komunistycznymi popiersiami, które trafiły tutaj prosto z węgierskich ulic. Podobnie dziwne odczucia wzbudza klep z pamiątkami, gdzie kupić można np. świeczki w kształcie głowy Lenina.

 

Żywe muzeum

Komunikację miejska Budapesztu bez problemu możemy zaliczyć do dziedzictwa kulturowego tego miasta. Istotnie, zabytkowa 1. linia metra działająca na równych prawach z innymi, tradycyjnymi liniami wpisana została przed laty na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wozi ona pasażerów wiernie zachowanymi, ciasnymi żółtymi wagonikami. Po wyjściu uwagę zwraca starodawny, kafelkowy wystrój stacji przypominający salę muzealną. Pisząc o komunikacji miejskiej Budapesztu oczywiście nie sposób nie wspomnieć o swoistym symbolu miasta – żółtych tramwajach. W ogromnej części to znany wielu pokoleniom mieszkańców tabor pamiętający bez wątpienia lata 60 i 70 zeszłego stulecia. Z racji odrestaurowania podróż nimi nie jest jednak udręką jak to zwykle bywa z wiekowymi środkami komunikacji, a ciekawym doświadczeniem. Potęguje to uczucie zwłaszcza podróż linią jadącą wzdłuż brzegu Dunaju. Lub raczej pędzącą, bo tramwaje w Budapeszcie prędkością starają się niekiedy dorównać pociągom metra.

Wzgórze w sercu stolicy

Na malowniczość Budapesztu składa się także niewątpliwie najpiękniejsze miejsce tego miasta, czyli Wzgórze Gellerta. Dzięki temu miejscu, które poza termami, parkiem, kapliczką i restauracją jest także unikalnym punktem widokowym. Z serca stolicy możemy obserwować panoramę całego Budapesztu wraz z majestatycznym Dunajem. Udało mi się wdrapać po stromych podejściach na czubek wzgórza dokładnie w czasie, gdy zachodziło słońce, dlatego widok na metropolię tym bardziej zapamiętam na długo… Ciężko to opisać, trzeba to po prostu zobaczyć.

Innym razem poznamy się lepiej

A tutejsi ludzie? Z racji ograniczonego czasu wizyty nie miałem niestety zbyt wiele chwil na dobre poznanie się z Węgrami, nie wspominając o rozmowie. Z kilkudniowych obserwacji mogę zatem podzielić się tylko ogólnymi spostrzeżeniami na temat mieszkańców Budapesztu. W stosunku do mojej poprzedniej wizyty dostrzegam przede wszystkim o wiele łatwiejsze porozumiewanie się po angielsku w restauracji oraz sklepie. Coraz powszechniejsza znajomość tego języka niewątpliwie cieszy, bo język ojczysty Węgrów to język nie z tego świata – niepodobny do absolutnie żadnego innego. W przeciwieństwie do Czech, Słowacji czy Białorusi nie ma co nawet próbować dogadać się w myśl metody ,,ja po swojemu, Ty po swojemu”

Chodnikowa noclegownia

Moja inna obserwacja na temat mieszkańców Budapesztu prowadzi już do nieco mniej wesołych wniosków. Ogromnym problemem miasta nieprzerwanie są ludzie bezdomni, których pełno praktycznie w każdym zakątku miasta. Odniosłem nawet wrażenie, że są oni bardziej wszechobecni, niż przed niespełna 10 laty. Idąc przez tunele obok stacji np. tramwajów dostrzec można śpiących w śpiworach praktycznie na każdym kroku. Budapeszt jak każde wielkie miasto, zwłaszcza o takim regionalnym i krajowym znaczeniu, daje nadzieje na lepsze życie. Gdyby zapytać wielu z tych ludzi o ich historie musiałbym pewnie napisać oddzielny materiał…

Budapeszt to majestatyczna, tętniąca życiem metropolia. Pełno tutaj miejsc do wypicia, zjedzenia, odpoczynku i poznawania historyczno-kulturowego dziedzictwa, jak i podziwiania widowiskowych krajobrazów. Węgry to fascynujące państwo zamieszkane przez naród, który tylko pozornie zdaje się być nie z tego świata. Warto tutaj nie tylko zawitać, ale i wracać. Poznawanie świata na dobry początek rozpocząć możecie właśnie od tego miejsca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia − 1 =