„Ludzie robią to dla rozrywki, dla adrenaliny” – wywiad z ochroniarzem sklepu

ochroniarz raz!Jeśli złodziej raz ukradł, to przyjdzie znowu, bo mu się udało. A jeśli go złapali, to nie będzie próbował. A jak będzie próbował, to ostrożnie – mówi Jakub K., ochroniarz jednej z trójmiejskich Biedronek.

Pracujesz jako ochroniarz w sklepie spożywczym Biedronka. Jak nim zostałeś?

Znajomości, sprawność fizyczna, budowa ciała. Szczególnych wymagań nie ma. Nie trzeba mieć żadnego wykształcenia.

A jeśli chodzi o psychikę?

To nie jest badane, tego nie można sprawdzić. Okaże się w praktyce. Pierwsze zatrzymanie rozstrzyga. Jeśli nie przejdziesz tego testu, masz problem. Od razu wiadomo, czy ktoś się nadaje, czy nie.

Twoje pierwsze zatrzymanie?

Przyszło dwóch chłopaków, normalnie ubranych, ukradło batoniki. Jeden z nich chciał mnie chyba zastraszyć, patrzył mi prosto w oczy. Zapytałem, czy chce mnie pocałować. Od razu uprzedziłem, że jestem heteroseksualny, lepiej żeby znalazł sobie innego kolegę. Drugi zaczął się z niego śmiać, a tamten już nic nie powiedział. Dostali mandat i po sprawie. Wrócili jednak po dwóch godzinach, przebrani. Tym razem próbowali wynieść alkohol. Dwa złapania jednego dnia.

Opowiedz mi, jak wygląda twój dzień w pracy. Przychodzisz, dostajesz jakiś numerek?

Nie, na numerek to muszę zasłużyć. Przychodzę, wpisuję na listę godziny, które wypracuję i wypełniam formalności –przebieg służby, swoje dane, sprawdzam ilość towaru. Potem biorę sprzęt do samoobrony. Takiego sprzętu oczywiście nie można w ogóle mieć, co jest największą głupotą. Normalny człowiek na ulicy może posiadać paralizator, gaz pieprzowy, a ochroniarz nie może mieć nic.

A co możesz takiemu delikwentowi, który się buntuje, zrobić?

Co mogę zrobić? Próbować go zatrzymać i wezwać policję.

Dużo było takich sytuacji, gdy wzywana była policja?

W ciągu ostatniego miesiąca osiem razy, za różne rzeczy. Za czekolady, batoniki, orzeszki czy cukierki nie warto, lepiej zrobić tak, żeby wstyd, którego ten człowiek się naje, zapamiętał na całe życie.

Co masz na myśli?

Czasem ludzie zjadają słodycze, owoce, gdy są w trakcie zakupów. Potem wyrzucają papierki, nie płacąc za te produkty. Jak już płacą za zakupy, podchodzę do nich i mówię, że mam nadzieję, że orzeszki były smaczne, że polecamy się na przyszłość albo zapraszamy ponownie na degustację. Grzecznie proszę, żeby zapłacili za produkty, które zdążyli zjeść. Zazwyczaj nie odpowiadają nic, wychodzą jak najprędzej, żeby nie widzieć dłużej natarczywego wzroku pozostałych klientów. Mężczyzna, 30 lat, zjadał podczas każdych zakupów kinder-kanapkę, a papierki wyrzucał po drodze. Podszedłem do niego i poprosiłem, żeby zapłacił jeszcze za  cztery kinder-kanapki. Nie chciał, bo ich nie kupował. Miałem zamiar pokazać  mu nagranie, na którym widać, jak je zjada, ale to nie było już konieczne. Żona, która stała obok, uderzyła go w głowę, kazała samemu zapłacić za zakupy i wyszła. Nie dokończył nawet swojej listy. Widziałem, jak wykreślał produkty, których nie zdążył kupić.

A kinder-kanapki miał na swojej liście?

Nie miał. Mnie się wydaje, że ludzie robią to dla rozrywki, dla adrenaliny. Dlaczego na przykład mężczyzna w garniturze, robiąc zakupy na dużą kwotę, chowa pod marynarkę  pastę do zębów Sensodyne? Albo chciał sprawdzić, czy jest czujna ochrona, albo brakowało mu właśnie przyspieszonego bicia serca.

Co cię najbardziej zdziwiło w zachowaniu ludzi?

Nie rozumiem i nie zrozumiem, jak można przyjść i ukraść najtańszy alkohol, jaki jest możliwy, za cztery złote, i mieć to ryzyko, że jak się zostanie złapanym, to dostanie się pięćset złotych mandatu.

Jacy ludzie kradną taki alkohol?

Tani alkohol kradnie margines społeczny, najczęściej pijacy. Drogi alkohol kradną bogaci ludzie. Ale bogaci ludzie kradną też inne rzeczy. Przychodzą w garniturach, zrobią zakupy za trzysta złotych, a ukradną właśnie taką pastę do zębów.

Ci ludzie przychodzą sami, czy też z kimś?

Są różne patenty na to, żeby ukraść. Niektórzy pakują produkty w wózek albo siatkę, podjeżdżają pod wyjście, druga osoba z zewnątrz otwiera jej drzwi i wybiegają. Inni chodzą w parze, mężczyzna, dajmy na to, pakuje pod kurtkę wódkę albo whisky. Podchodzą razem do kasy, mężczyzna wychodzi za drzwi, a kobieta kontynuuje zakupy.

Starsze osoby też potrafią sięgać po cudze?

Jeden pan miał 72 lata. Chciał zabrać czteropak VIP-a. Nie stawiał oporu, był bardzo zawstydzony.

ochroniarz dwa!Jak uważasz, złapanie na gorącym uczynku jest tak dużym upokorzeniem, że nie będą chcieli tego powtarzać?

Jeśli złodziej raz ukradł, to przyjdzie znowu, bo mu się udało. A jeśli go złapali, to wie, że jest już w tym miejscu obserwowany i będzie się miał na baczności, nie będzie próbował. A jak będzie próbował, to ostrożnie.

Jak się zachowują, gdy już policja przyjeżdża?

Oni nic nie wzięli, oni są niewinni i nie wiedzą w ogóle, skąd się wzięło takie podejrzenie. Dopiero po przeszukaniu wielka skrucha, oni nie chcieli, oni nie wiedzieli, że ktoś ich złapie, nie wiedzieli, że tak się to skończy.

Skrucha, bo nie wiedzieli, że ktoś ich złapie?

Tak, dokładnie.

W każdym przypadku?

Nie w każdym, niektórzy ludzie po prostu, jeżeli chodzi o alkohol, muszą wypić, czy mają pieniądze, czy nie. Na to się już nic nie poradzi.

Są osoby, które przychodzą ukraść po raz kolejny?

Tak, są. Na przykład „Piękna i Bestia”, tak ich nazywamy. Ona jest gruba i wysoka, on jest niski i chudy. W moim notesie poświęciłem już na nich kilka stron. Zapisuję wszystko, co biorą, a jak podchodzą do kasy, sprawdzam, czy się zgadza. Jeżeli czegoś brakuje, zatrzymuję ich. Może się okazać, że tym razem nic nie zwinęli, wtedy przepraszam i tyle.

Masz swój notes?

Tak, mam swój notesik. Zapisuję sobie w nim różne swoje spostrzeżenia. „Gruba w kapturze”. „Stary dziad z brodą”. To takie krótkie nazwy, takie swoje, żebym wiedział, o kogo chodzi.

Istnieje najczęstsza metoda, jaką się posługują?

Tak, najczęstsza metoda to chowanie przedmiotów w wewnętrzną kieszeń kurtki. Takiego zabiegu nie widać, jeśli znajdują się w martwym punkcie kamery. Dobry złodziej raz da się złapać, popatrzy na mój grafik w kantorku, kiedy jestem, kiedy mnie nie ma. Do mojego biura ma tylko wstęp pracownik sklepu, ja i kierownicy. Ale jeśli złapię złodzieja, to on czeka w tym biurze, bo gdzie indziej przytrzymam go do czasu przyjazdu policji? Wtedy patrzy na ten grafik.

Rozmawiamy głównie o klientach, o ich złych uczynkach. A co z pracownikami? Ich też pilnujesz?

Muszę patrzeć na wszystkich. Nieważne, czy to klient,  czy pracownik. Jest jedna kasjerka, którą podejrzewam o kradzież papierosów. Pracuje od dziesięciu lat. Wie już, jak ustawić się do kamery, żeby nie stwarzać podejrzeń. Układa papierosy, zabiera paczkę, potem sięga do kieszeni, łokciem zasłania kamerę, wkłada tę paczkę i wyciąga chusteczkę. Nagranie w tym przypadku to nie dowód. Pozostaje złapać ją na gorącym uczynku. Najśmieszniejsze jest to, że sama nie pali.

Klientów i pracowników pilnujesz ty. A kto pilnuje ciebie?

Jestem jak Chuck Norris. Sam muszę siebie pilnować. Oczywiście, mam kontrolę z zewnątrz, raz w tygodniu. Muszę udokumentować, co się działo. Opowiadam jak przebiegały moje służby, jakie są straty. Oceniają moją pracę i mnie.

A czy ty, znając martwe punkty, mógłbyś dokonać kradzieży nie do udowodnienia?

Mógłbym to zrobić. Znając martwe punkty, mógłbym, będąc w magazynie, schować rzeczy niewielkich rozmiarów do kieszeni, pokrążyć z tym po sklepie, potem w szatni, w łazience, gdzie nie ma kamer, schować to do plecaka, do kurtki.

Nachodzą cię czasem myśli, żeby to zrobić?

Nie miałoby to większego sensu. Zawsze trzeba się liczyć z tym, że cię złapią. I mnie może kierownik skontrolować, a wtedy zwolnienie dyscyplinarne zapewnione. Nigdy nie ma stuprocentowej pewności. Może to jest powodem, dlaczego ludzi tak do tego ciągnie, adrenalina. Mogą być konsekwencje, ale może być też przyjemność.

fot. Brian Dys Sahagun, Bartek Filipowicz (flickr.com) 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiemnaście − 12 =