„Taniec jest dla mnie życiem” – wywiad z Shevą

_MG_4004-kopia (1)Zapewne wielu z Was minęło go gdzieś na naszym kampusie, ale nie zwróciło na niego większej uwagi. Najwyższy czas to zmienić. Drodzy czytelnicy, zapraszamy na wywiad z Shevą – członkiem Royal Family Poppers oraz czołowym polskim popperem.

Cześć Sheva! Czy mógłbyś przedstawić się nieco bliżej naszym czytelnikom?

Witajcie! Nazywam się Maciek Mołdoch, mam 23 lata. Pochodzę z miejscowości Olszyna, która leży między Zgorzelcem a Jelenią Górą. Moja ksywa to Shiva w wersji polskiej, a Sheva w wersji eksportowej. Obecnie studiuję Filologie Rosyjską na Uniwersytecie Gdańskim.

Opowiedz o swoich początkach z tańcem.

W wieku 8 lat miałem wielką miłość, zajawkę i pasję do tego, by zajmować się breakingiem. Była u nas w mieście ekipa, która wyjeżdżała do Niemiec – do Flying Steps Crew – na organizowane przez nich warsztaty i zawody. Ich poziom był naprawdę imponujący. Któregoś razu w ramach jakiejś zielonej szkoły przyszli do mnie koledzy mówiąc, że mają bitwę z ekipą z Krakowa. Było to dla mnie abstrakcją, bo nigdy nie mieliśmy bitwy z kimś spoza miasta. Wyszedł tam chłopak, który udawał mima. Robił taniec robota i pomyślałem, jakie to jest magiczne, jak mi się podoba i dlaczego nikt tego u nas nie robi? Potem taniec poszedł w niepamięć. Pojawiło się karate, pojawiła się piłka nożna. Aż w 2008 roku stwierdziłem, że chcę zobaczyć, co się dzieje w tym tańcu. Sprawdziłem sobie zawody Red Bull BC ONE i inne większe eventy. Byłem pod wrażeniem rozwoju tego tańca, jak to wszystko poszło do przodu i stwierdziłem, że ponownie spróbuję swoich sił.  Miałem 17 lat i zacząłem szybko szukać potrzebnych informacji, by rozwinąć swój taniec. Pojechałem na pierwsze zawody w życiu – Funk All!4 – które, jak na ironię, organizowane były w Gdańsku. Zacząłem intensywnie trenować. Tańczyłem w domu po 5 godzin dziennie. Ponadto pracowałem po 16 godzin na budowie, by zarobić jakieś pieniądze na wyjazdy. Równocześnie zdałem maturę i dostałem się na studia. Codziennie zamykałem się na sali, a moim miejscem treningowym nocą były imprezy o tematyce hip-hopowej. To tam miałem miejsce, by tańczyć i się rozwijać.

Jaki jest twój bazowy styl i z jakich stylów czerpiesz najwięcej?

Mój bazowy styl to popping i to z niego w głównym stopniu czerpię. Nazwa wzięła się z języka angielskiego, gdzie „pop” w slangu znaczy „wybuchać”. Styl ten bierze się z iluzji spięcia i rozluźnienia mięśni. W ten taniec wchodzi jeszcze cała gama innych stylów (mówi się na to parasol stylów – przyp. red.), które wywodzą się ze wspólnego źródła, ale różnią się między sobą. Do nich zaliczyć można np. waving, czyli falowanie, a także taniec robota. W sumie tych stylów jest około 80. Znam podstawy większości z nich, ale nie spoczywam na laurach i wciąż je doskonalę. Na co dzień korzystam z siedmiu-ośmiu stylów. W poppingu, tak jak w breakingu, musisz mieć pełną kontrolę nad ciałem. Musisz być trochę „matematykiem ciała”. Być konsekwentnym i precyzyjnym. W przeciwnym wypadku wszyscy od razu dostrzegą twoje słabości. Używam też innych stylów, bo pozwala mi to zrozumieć lepiej ruch i ciało. Ponadto tańczę hip-hop. Robię to często na zawodach, by pokazać hip-hop tancerzom, że warto uczyć się poppingu. Bez niego bowiem nie pojadą za daleko. Jaram się też lockingiem oraz b-boyingiem. Poza tym, interesuje mnie też taniec współczesny, który jest moją dużą inspiracją.

Ile czasu minęło od tego, jak zacząłeś tańczyć, do pierwszych zawodów, w których wziąłeś udział?

Tydzień. (śmiech) Poszedłem na zawody nie po to, by zdobywać wiedzę. Jest tam dużo ludzi, którzy powiedzą ci, jak wzbogacić swój taniec. Pierwszą osobą, która miała na mnie taki wpływ był Batman z DPS Kollektiv. Ponadto trójmiejscy popperzy – Temps i Lipskee – też podzielili się swoim doświadczeniem. Kasia PopKate też mi sporo pomogła. Było dużo tancerzy, którzy byli dla mnie guru, uczyli mnie tej kultury, a teraz walczę i zdarza mi się z nimi wygrać.

sheva

Wziąłeś udział w programie telewizyjnym „Got to Dance. Tylko taniec”. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniasz to doświadczenie?

Miałem pomysł na to, co chcę pokazać na scenie. Tancerzom ulicznym zdecydowanie ciężej jest przebić się na wielką scenę. Tym komercyjnym jest dużo łatwiej. Dostałem nagrodę jury w wysokości 20 tysięcy złotych i zająłem 3. miejsce w głosowaniu. To było fajne przeżycie, dużo się nauczyłem. Wszystko było profesjonalnie zorganizowane. Oczywiście, w telewizji, jak to w telewizji – kazali mi zrobić coś komercyjnego na potrzeby programu. Poprosili moją mamę, by się rozpłakała, ale nie pozwoliłem na to. Uznałem, że jakieś smutne historie nie mogą mieć miejsca. Że zwyciężyć ma tylko i wyłącznie mój taniec. Pamiętam, jak pani w trakcie finałowego występu podeszła do mnie i powiedziała, że jak zaproszę moją mamę i stworzę ckliwą otoczkę wokół mojego występu, to z pewnością wygram ten program. Ale to nie w moim stylu. Nie lubię się tak tanio sprzedawać. W dzisiejszych czasach każdy tancerz musi się trochę sprzedać, by jego sztuka została dostrzeżona, ale to przypomina produkowanie kawałka disco polo.

Czy program „Got to Dance. Tylko taniec” był twoim jedynym telewizyjnym doświadczeniem?

Nie za bardzo mam czas na więcej tego typu akcji. Ostatnio wystąpiłem w reklamie Lay’sów. Bardzo się cieszę jej formą, bo jestem tam tancerzem, a nie jednym ze statystów. Doczekałem się w końcu tego, że występuję ze swoją uczennicą– Magdą Wszeborowską. Co śmieszne – reklama kręciła się 8 godzin, a trwa 16 sekund. (śmiech)

Czy pracujesz z tancerzami komercyjnymi?

Pracuję z Sandy i Mańkiem z FNF-ów. Oni nauczyli mnie, jak cenić się w tym biznesie. Wiedzą jak żyć z tańca. Mają niesamowite umiejętności. Mogą w 5 sekund ogarnąć choreografię, nad którą każdy musiałby spędzić kilka minut. Robię też z nimi zajęcia. Uczę ich poppingu, ale nie robię im choreografii, tylko freestyle. Daję im długopis do ręki i pokazuję, jak pisać litery. Oni sami sobie piszą słowa, które chcą napisać. Po czasie sami piszą zdania, przez co rozumiem pójście do koła i zrobienie seta.

Czym jest dla ciebie taniec oraz czym jest kultura hip-hop?

Taniec jest dla mnie życiem – czymś, z czego i dla czego żyję, a kultura hip-hop jest dla mnie grupą ludzi, ale już nie tych samych wartości. Ludzie bardzo się napinają na hip-hop, a od kiedy zaczęli na nim zarabiać, to przestali myśleć o tym, co zrobić z tą kulturą. Każdy sprzedaje swój produkt, nawet Zulu Nation. Hip-hop jest obecnie ograniczony do aspektu społecznego, a nie do tych górnolotnych wartości, o których była zawsze mowa. Rozumiem filary tej kultury, ale obecnie jedyne co nas łączy to ludzie. Mam nadzieję, że taniec do końca życia będzie jego dużą częścią. Robię hip-hop na co dzień. On jest moją pracą. Zajmuję się głównie tym i czuję się z tym rewelacyjnie.

Czym się interesujesz oprócz tańca?

Robieniem muzyki, produkcją. Ostatnio bawię się też swoim głosem i nagrywam kawałki. Kiedyś interesowałem się poezją. Brałem nawet udział w jakichś konkursach. Dalej jaram się karate, piłką nożną, językiem rosyjskim i kulturą Rosji, co jest powiązane z moimi studiami.

Do tego wszystkiego dochodzą podróże. W których europejskich krajach miałeś okazję tańczyć?

Podróżuję bardzo dużo. Rocznie jestem w stanie zrobić jakieś 80 wyjazdów. Polskę mam zjeżdżoną wzdłuż i wszerz. Nie byłem tylko w dwóch dużych miastach – w Rzeszowie i Łodzi. Sporo ostatnio jeżdżę po Europie. Włochy, Szwecja, Holandia, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Niemcy. Sporo tego. (śmiech) Każdy wyjazd ma związek z jakimś wydarzeniem tanecznym. Ostatnio z moim partnerem z Litwy wygraliśmy eliminacje Juste Debout we Włoszech i pojechaliśmy do Francji reprezentować Włochy. Co ciekawe, w Polsce żyje 40 milionów ludzi, na Litwie niecałe 3. Z Polski na eliminacjach było pięciu uczestników, z Litwy czterech. Mają tam fajny poziom. Nie są jeszcze aż tak zepsuci. Zauważyłem tę tendencję psucia się, jak w Polsce. Jest coraz więcej eventów, coraz więcej możliwości pokazania się, a ludzie jeżdżą na zawody, a nie jeżdżą tańczyć. Chodzi im tylko o zdobywanie pucharów i wygrywanie, a nie o jaranie się tańcem. Nie czujesz wsparcia od innych, atmosfera jest słaba, bo występuje konkurencja i ludziom bardziej zależy na tym, by cię ściągnąć w dół niż popchnąć w górę.

Czy podczas tych zagranicznych podróży poznałeś jakichś uznanych tancerzy?

Jeżeli chodzi o ludzi, to sam nie mogę uwierzyć ile osób poznałem. Udało mi się spotkać z moją największą inspiracją z dzieciństwa – b-boyem o ksywie Sonic, który należy do Natural Effects. Byłem w Szwecji, w Göteborgu, na zawodach i tam DJ Combat zrzeszył za naszymi plecami mnie, Sashe z Octagon Crew i jakiegoś poppera z Norwegii. W tym składzie wystartowaliśmy i udało nam się wygrać ten event, choć w ogóle nie byliśmy przygotowani. Był też b-boying dwa na dwa i tam właśnie startował Sonic, który chyba był mocno zawstydzony, że ktoś do niego podchodzi i mówi, że jest jego wzorem z czasów dzieciaka. Spotkałem też Bruce’a Ykanji’ego – szefa Juste Debout. Jest jednym z lepszych popperów na świecie, a teraz moim ziomkiem, z którym jeździmy na zawody, dzwonimy do siebie i jesteśmy w częstym kontakcie.  Jest moim nauczycielem i przykładem, jak utrzymać się z tańca.

Zwiedziłeś już kawał Europy. Jest jakieś miejsce, które chciałbyś jeszcze zobaczyć?

Kiedyś oglądałem film „Street Level” i jest tam pokazana ekipa typowych ulicznych tancerzy-gangsterów. Bardzo chciałem zobaczyć ten film na żywo i poznać tych gości. Jakiś czas temu jeden z nich przyjechał do Polski. Spotkaliśmy się, pogadaliśmy, potańczyliśmy i poszliśmy do klubu, gdzie wyzwał mnie na walkę. Po niej podszedł do mnie i powiedział, że koniecznie muszę pojechać do Los Angeles. Obecnie sprawa jest w toku. Załatwiam wizę, odłożyłem kasę i wszystko wskazuje na to, że mam już plany na następne wakacje.

Wśród twoich znajomych jest masa tancerzy. Kim z najbliższego otoczenia najmocniej się inspirujesz?

Z mojego otoczenia zajawę dają mi uczniowie. Dają mi inspirację i cały czas popychają do przodu. Nie mogę oczywiście zapomnieć o moich przyjaciołach, z którymi współpracuję. Tworzymy show oparty na elementach hiphopowych.Mamy ekipę opartą na wielu różnych stylach. Jest z nami Batman, Kasia Panek, b-boy Turtle Rock i Młody, który zajmuje się muzyką. Spotykamy się w Gdyni i po wiele godzin dziennie pracujemy wspólnie i zgrywamy się, by wypaść jak najlepiej.

Gdzie widzisz się w przyszłości?

Tak naprawdę mam nadzieję, że uda mi się żyć z tańca. Chcę robić coś związanego z kulturą i sztuką – organizować eventy i dalej rozwijać się jako tancerz. Marzy mi się, żeby udowadniać, że Polska tez może! Jako ludzie potrafimy naprawdę wiele, ale stanowczo za często chowamy głowę w piasek, co jest naszą narodową bolączką. Chcę to zmienić!

Czy jest jakieś przesłanie, którym na koniec chciałbyś podzielić się z czytelnikami?

Cały czas wierzcie, że jesteście w stanie zrobić to, co planujecie. Jeżeli jesteście w stanie zająć się tym dzisiaj i podnieść dupę, to stawiacie ogromny krok do przodu. Jeżeli natomiast żyjecie przeszłością, to i tak nic nie zmienicie, a jeżeli wszystko przełożycie na jutro – prawdopodobnie nigdy tego nie zrobicie. Pozdrawiam wszystkich odważnych, którzy wzięli się za siebie i nie poddali się, gdy nie wychodziło im za pierwszym razem.

fot. materiały promocyjne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jeden × pięć =