Tryb Trip: Autostopem przez Polskę

stop Bieszczady 2Czego potrzebujesz, aby stworzyć nierdzewiejące wspomnienia i wywołać na swojej twarzy permanentny uśmiech? Czasami wystarczy jedynie droga, plecak i upragniony cel, którym jest często po prostu podróżowanie. Nie zapomnij o ciekawości  – ludzi i świata – oraz grupie kreatywnych znajomych. Uwaga … zaczynamy AUTOSTOPOWANIE! 

Jest nas czwórka – Aneta, studentka geografii, Marek, student neurobiopsychologii/ochrony środowiska, Marcin, student dziennikarstwa i ja, studentka filologii polskiej. Znamy się jeszcze z liceum. Niestety, nie studiujemy w jednym mieście, przez co nasz kontakt rozluźnił się. Spoiwem naszej przyjaźni jest jednak szalony zew przygód i nieodparta chęć poznawania nowych miejsc. Co pół roku spotykamy się, aby odbyć wspólną wyprawę. 😉

Stop Stop

fot. Aneta

Celem naszej wakacyjnej podróży były Bieszczady oraz… (tu miejsce na SPONTANICZNOŚĆ!)

Bory Tucholskie – Toruń

Trzeba przyznać, że naszą wyprawę zaczęliśmy… od końca. Najpierw ODPOCZYNEK! Trzy dni pełne relaksu, ognisk i przeróżnych gier. Przy takim trybie spędzania wolnego czasu można się rozleniwić. Jak przystało na naszą przekorną grupę, w momencie, gdy poczuliśmy komfort tzw. nic-nierobienia, ruszyliśmy w trasę.

Przeprawa z Borów okazała się wyzwaniem, bo z miejscowości, w której się znajdowaliśmy, ciężko było o jakikolwiek samochód na drodze – co dopiero mówić o stopowaniu. A cel był trudny do osiągnięcia. Marzyliśmy, żeby jeszcze tego samego wieczoru popijać zimne trunki w Bieszczadach! I właśnie na tym etapie podróży czekał nas zimny prysznic – naszej grupie udało się dotrzeć tylko do Torunia. Noc spędziliśmy u Anety i Marcina, którzy studiują właśnie w tym magicznym mieście, w którym króluje Kopernik i piernik.

stop bory

fot. Aneta

Stopowanie okazało się jednak owocne – warto je bowiem oceniać na podstawie atrakcyjności zawartych znajomości. I tak mknęliśmy (dosłownie!) szosą z fanem lotni. Podczas rozmowy zachwalał on miejsca w Polsce, gdzie można polatać, i to zupełnie bez żartów. Zareklamował nam stronę klubu, do którego należy i zachęcał do chociażby spróbowania tego rodzaju sportów ekstremalnych. Z uwagą słuchaliśmy opowieści o lotach na terenie naszego kraju, ale także o zagranicznych podróżach, odbywanych w celu poszukiwania odpowiednich miejsc do szybowania. Dowiedzieliśmy się też, że sprzęt potrzebny do rozpoczęcia nauki kosztuje około 3000 zł, ale będzie to inwestycja na kilka sezonów. Można więc uznać ten sport powietrzny za nie tak drogi, jak mogłoby się to wydawać nam, śmiertelnikom stąpającym twardo po ziemi ;).

Następnym kierowcą zatrzymanym przez nas na autostopowej trasie był pan Dionizy (jak przyznał, swoje mało popularne imię zawdzięcza Dionizosowi, bogu winnej latorośli). Właśnie wracał z jarmarku cysterskiego w Pelplinie, gdzie nabył spory zbiór książek z szalenie atrakcyjnej cenie – 5 złotych za sztukę! I tak jego biblioteczka powiększyła się o pozycje z dziedziny historii i podróżnictwa oraz kilka płyt polskich artystów, między innymi egzotyczny album Czesława Niemena, który mieliśmy okazję wspólnie słuchać. Rozmowa z panem Dionizym udowodniła, że lektura wiele mówi o człowieku – rozmawialiśmy bowiem m.in. o polskich podróżnikach czy zamku w Książu, którego podziemia zostały zmienione w ogromny bunkier, wybudowany z rozkazu Hitlera. Führer wiedział, że wojsko polskie nie zdecyduje się na zbombardowanie obiektu, ponieważ groziłoby to utratą historycznych dzieł sztuki – dlatego też kazał wybudować w tym miejscu schron, który odgradzał by go od świata w razie niebezpieczeństwa.

IMG_2743

fot. Aneta

Po takim wstępie spodziewaliśmy się, że nasz kierowca jest z wykształcenia humanistą. Trzeba było widzieć nasze miny w momencie, gdy na pytanie o profesję pan Dionizy wyznał, że pomaga przy zabijaniu ludzi.. Okazało się jednak, iż miał na myśli pracę w wojsku – ściślej, jest on inżynierem infrastruktury militarnej. Zdziwieni otarliśmy pot z czoła. 😉

Do Torunia podwiozła nas para, która zajmuje się prowadzeniem firmy montującej klimatyzacje samochodowe. Młodzi ludzie opowiadali o trudach swojej pracy oraz o problemach, związanych z otrzymaniem dofinansowania. Zapomogę otrzymywali ludzie bez wyższego wykształcenia, nie pracujący już długi czas. Para, z którą jechaliśmy, została sklasyfikowana jako najmniej potrzebująca dofinansowania – ponieważ ukończyła studia i przedstawiła realny pomysł na biznes. Brzmi niewiarygodnie? Niestety, takie były realia.

Stop Bory

fot. Aneta

Dotarliśmy do Torunia! Ze względu na pogodę, i fakt, że w niedziele ciężko jest podróżować stopem, postanowiliśmy spędzić w mieście dodatkowy dzień. Miejsca godne polecenia? Zabytkowa starówka (na czele z pomnikiem Kopernika), panorama, którą można podziwiać przeprawiając się na drugą stronę Wisły, wejście na wieżę widokową oraz rejs po rzece małym stateczkiem – Katarzynką. Obowiązkowa na liście powinna być wielka gałka lodów od Lenka, które, jak to ujęła Aneta, są toruńskim klasykiem. A wieczorem rajd po klimatycznych, zadymionych pubach.

Toruń-Ustrzyki Górne

Poniedziałkowy ranek zaczął się dość niefortunnie, bo byliśmy bliscy spóźnienia na autobus, który miał zawieść nas na drogę w kierunku Łodzi. Zdeterminowani biegliśmy ile sił w nogach! Opłaciło się, zdążyliśmy. Szczęście nie opuszczało nas również na trasie – szybko udało się nam złapać pierwszą podwózkę.

stop toruń

fot. Aneta

Trasa w stronę Bieszczad miała przynieść jedno z najbardziej inspirujących spotkań. W tym miejscu muszę podkreślić (o co prosił nasz kierowca), że tym razem to my zostaliśmy złapani na stopa, a nie odwrotnie! I tak oto mieliśmy ogromną przyjemność spotkać Mateusza Andrusiaka, znanego polskiego podróżnika, autora filmu „Podróż za jeden uśmiech”, w którym to bez pieniędzy, a do tego jachtostopem, chłopak dostaje się na Karaiby! Dodatkowo Mateusz jest też założycielem facebookowej grupy jachtostopowiczów, gdzie zainteresowani wymieniają się doświadczeniem i dopingują się wzajemnie. Muszę przyznać, że byliśmy z Markiem pod ogromnym wrażeniem jego osiągnięć. Nasz kierowca jednym tchem wymienił wszystkie państwa Afryki, w których miał okazję być (a przemierzył cały ten kontynent), opowiadał o odbytej podróży do Indii, Ameryki Południowej oraz na Karaiby.

Nie zabrakło i humorystycznych wątków z wypraw Mateusza. I tak dowiedzieliśmy się, że zamarzył mu się udział w zawodach autostopowych, rozpoczynających się w Gdyni. Problem pojawił się w momencie, gdy okazało się, ze żaden ze znajomych Mateusza nie chce/nie może towarzyszyć mu w tej rywalizacji – regulamin imprezy zaznaczał, że w zawodach mogą być udział jedynie pary. Chłopak nie poddał się tak łatwo. Zamieścił ogłoszenie na portalu społecznościowym, w którym zachęcał do wybrania się z nim na zawody autostopowe oraz  podał swój numer kontaktowy. Dni mijały, a telefon milczał.. Zrezygnowany Mateusz zaczął planować wyprawę do Japonii koleją transsyberyjską. O zgłoszeniu zapomniał. Na dzień przed wspomnianymi zawodami chłopak odebrał telefon od zupełnie nieznanego mu numeru. W słuchawce usłyszał głos dziewczyny, która zaproponowała mu wspólne wzięcie udziału w mistrzostwach autostopowych. Mateusz długo się nie zastanawiał, w pięć minut spakował plecak i ruszył w podróż. Zdążył jeszcze zapewnić swoją matkę, że wróci za 3 dni.

bieszczady łała

fot. Aneta

Już po zakończeniu konkursu, w drodze powrotnej do rodzinnego Rybnika, Mateusz złapał stopa, który, jak się później okazało, rozpoczął jego podróży do Afryki. I tak, zamiast trzech dni, na wyprawie spędził 2,5 roku.

Co ciekawe, miliśmy okazję poznać ojca Mateusza, człowieka równie barwnego co syn. Okazało się, ze Pan Andrusiak od kilkunastu dobrych lat jest członkiem Pokojowego Patrolu, działającego w ramach Przystanku Woodstock, mało tego, zna Jurka Owsiaka osobiście, i z tego, co udało się nam wywnioskować, Panowie żyją w przyjacielskich stosunkach. Ponadto mama Mateusza działa czynnie w Wiosce Hare Kryszna, którą można znaleźć niedaleko Dużej Sceny Woodstockowej. Ojciec Mateusza opowiadał także o tym, że jego syn już w wieku 13 lat pojechał na ten festiwal, a autostopowanie i swoją pierwszą samotną podróż do Szwecji zaczął już w wieku 15 lat! Pytaliśmy, jak rodzice tak nieprzewidywalnego podróżnika radzą sobie ze stresem. Pan Andrusiak ze śmiechem odparł, że ściany w jego kuchni pokryte są kafelkami, na których można zapisywać numery kontaktowe do syna lub wyrysować mapę jego aktualnych podróży, po czym bez problemu zmazać to wszystko – i tak ściany gotowe są na pomoc przy śledzeniu kolejnej wyprawy Mateusza.

Udało się nam także złapać tira. Było to dla mnie ekscytujące, ze względu na to, że pierwszy raz jechałam na stopa tą ogromną maszyną. Jednak podróż ta pozwoliła nam zrozumieć, jak ciężka jest praca zawodowego kierowcy. Okazało się, że nasz kompan przez większość swojego czasu spędza w tirze, przewożąc ładunki. Wolnych chwil ma niewiele, a wypełnia je prostymi przyjemnościami, które pomagają zapomnieć o obowiązkach i zarobkach.

Krzemieniec

fot. Marcin

A w Bieszczadach? Wspinaliśmy się na najwyższe wzniesienie, Tarnicę, oraz Wielką i Małą Rawkę, Krzemieniec (gdzie krzyżują się granice Polski, Ukrainy i Słowacji), Przełęcz Wyżniańską i Połonine Caryńską. Każdy z nas stracił serce na tych malowniczych szlakach…

Ojcowski Park Narodowy – Gdańsk

Ady dotrzeć z Ustrzyk Górnych do Ojcowa musieliśmy wspomagać się PKP oraz busem. Innego wyjścia nie było, stopowanie mogłoby zabrać zbyt wiele naszego cennego czasu.

W Ojcowskim Parku Narodowym spędziliśmy dzień wypełniony podziwianiem natury i nieprzerwanym marszem. I tak podziwialiśmy ruiny Starego Zamku (2 połowa XIV wieku) , zwiedzaliśmy Jaskinie Łokietka i Ciemną, jedliśmy śniadanie na skałach wapiennych, podziwiliśmy Bramę Krakowską, Kaplice “Na Wodzie” oraz słynną Maczugę Herkulesa.

Założyliśmy, że podróż z Rzeszowa do Ojcowa będzie łatwiejsza, niż wyprawa w stronę Białegostoku. Zapomnieliśmy jednak, że łapanie stopa z wioski pod Krakowem może być nie lada wyzwaniem – droga śweciła pustkami… Mieliśmy jednak sporo szczęścia, bo udało się nam złapać drugi napotkany samochód!

I tak rozpoczęła się nasza podróż powrotna.

Do Łodzi jechaliśmy z dwójką przyjaciół, pasjonatów wspinaczki górskiej. Panowie opowiadali o swoich zagranicznych podróżach i poszukiwaniu idealnych miejsc do sprawdzenia swoich sił na ściankach. Podsunęli nam także myśl o wypróbowaniu się w tym sporcie – wystarczyłby tydzień w Krakowie na specjalistycznym kursie, abyśmy mogli nauczyć się niezbędnych podstaw. Zachęcali do wzięcia udziału w trzydniowym Maratonie Filmów Górskich, który z pewnością pobudzi nasza wyobraźnię i chęć przygody. Wspinaczka jest dla naszych współtowarzyszy największą pasją, która pomogła nawet jednemu z nich znaleźć miłość – kierowca wspomniał, że żonę poznał właśnie na jednym z obozów wspinaczkowych. Oczywiście nie mogłam powstrzymać się od westchnienia. 😉

ojcowski

fot. Marcin

Z Łodzi złapaliśmy najdłuższego stopa tej wyprawy, bo do samego Gdańska! Jechaliśmy z przesympatycznym chłopakiem, który wracał z wesela. Ten ciepły człowiek poświęcał każdą wolną chwilę na wychowywanie syna. Można powiedzieć, że aż zarażał spokojem i życzliwością, nasza podróż z nim była więc sielankowa.

Pora na małe podsumowanie. Czekałam na tę wyprawę cały rok, skrupulatnie odliczając każdy dzień do jej rozpoczęcia. Moje oczekiwania spełniły się nie w stu, nie w dwustu, a w trylionie procent. Trywialnie – warto podróżować, szczególnie na stopa, bo to kształci, ale i sprawia, że poznajemy arcyciekawych ludzi, spoglądamy na życie z innej perspektywy, a przede wszystkim uczymy się czegoś nowego o sobie.

Najpiękniejsze w wyprawie autostopowej jest jednak to, że rozpisana jest na kilku narratorów, wiele głosów, opinii i historii. Każdy kierowca jest jak książka, po którą sięgamy, ciekawi jej wnętrza – i to właśnie pociąga mnie najbardziej.

IMG_2950

fot. Aneta

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *