Bicie serca w rytmie starego silnika – Gdyńskie Muzeum Motoryzacji

Całe jego życie kręci się wokół starych pojazdów. Nie wie, ile ich ma, bo gdy ich liczba przekroczyła 200 sztuk, przestał liczyć. Koło żadnego „staruszka” nie potraf przejść obojętnie, wszystkie przygarnia i tchnie w nie na nowo życie. Pierwszy motocykl kupił w wieku… 8 lat.  Oto historia Witolda Ciążkowskiego, właściciela Gdyńskiego Muzeum Motoryzacji.

 Pan Witold na rozmowę przychodzi prosto z warsztatu mieszczącego się przy muzeum. Widać, że jest nieco rozkojarzony nagłym oderwaniem od pracy. Jest skromny i odrobinę nieśmiały, ale do czasu kiedy zaczyna opowiadać. Bo o swojej pasji potrafi mówić godzinami.

 Miłość od dziecka

Kiedy miał 8 lat, miejscowy zegarmistrz wystawił na sprzedaż motocykl. Mały Witek nie mógł się na niego napatrzeć. Codziennie przechodził nieopodal i w końcu zdobył się na odwagę – wszedł do zakładu i oznajmił, że jest zainteresowany kupnem.

­–­ Nigdy nie chciałem brać do szkoły kanapek, tylko wydębiałem od rodziców 2 złote na maślaną bułkę. Oczywiście nigdy nie kupowałem tych bułek, a pieniądze odkładałem do skarbonki. Nigdy też nie wydawałem tego, co dostawałem na urodziny czy święta. No i właśnie tak trochę mi się uzbierało – opowiada z uśmiechem.

Oczywiście na motocykl nie wystarczyło. Ale zegarmistrz zgodził się sprzedać go na raty. Mały Witek w pierwszej kolejności dostał silnik.

– Szczególnie zapadło mi to w pamięć, bo byłem dość drobnym chłopcem, a silnik był cholernie ciężki. Najpierw starałem się go nieść, a później ciągnąłem go po śniegu. Skończyło się odmrożeniem ręki, bo był wtedy straszny mróz – wspomniał.

Później motocykl poskładał sam. Oczywiście rodzice nic nie wiedzieli o jego zakupie. Jak sam stwierdza, mieli z nim krzyż pański. Rozkręcał i składał wszystkie domowe urządzenia, które miały jakikolwiek mechanizm. Wszystkie starali się więc stawiać wysoko na półkach, żeby nie mógł ich dosięgnąć. On jednak był zdeterminowany. – Im bardziej rodzice chcieli mnie od tego odwieść, tym bardziej byłem przekonany, że to właśnie temu chcę poświęcić życie – mówi pan Witold.

 Otworzę muzeum!

Pomysł na muzeum siedział w jego głowie od zawsze. Kiedy razem z klasą wybrał się na wycieczkę do domu techniki w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie poczuł się zawiedziony. – Te ich motocykle były po prostu brzydkie, niezrobione… Zobaczyłem tam zmarnowany potencjał i pomyślałem, że sam zrobiłbym to dużo lepiej – tłumaczy.

Kiedy był w szkole średniej, miał już 5 własnych motocykli. Upychał je po komórkach u znajomych, ponieważ, jak mówi, serce go bolało, gdy myślał, że mogłyby stać na dworze. Kiedy zaczął kupować też stare samochody, problem z przetrzymywaniem stał się jeszcze większy. Marzył o pomieszczeniu, w którym mógłby je godnie przechowywać, ale pozostawało to jedynie w sferze marzeń.

Po latach pełnych wyrzeczeń udało się, wybudował swoje muzeum. – Nie jest to dokładnie to, o czym marzyłem, ale zrobiłem tyle, na ile było mnie stać – mówi ze smutkiem kolekcjoner. – Nawet, jakby to pomieszczenie było pięć razy większe, to i tak miałbym czym je zapełnić, bo to, co można tu oglądać, to tylko 1/5 moich zbiorów. Szkoda, bo bardzo chciałbym pokazać je wszystkie światu, a myślę, że wtedy mielibyśmy tu w Gdyni największe takie muzeum w Polsce. Niestety, to wszystko kwestia finansów… – urywa ze smutkiem.

Gdynia wspiera muzeum, ale niestety pozwala to tylko na jego egzystowanie. Nie wystarcza już na zakup nowych eksponatów, remontowanie ich czy rozbudowę obiektu. Szkoda, bo to imponujące miejsce mogłoby stać się świetną atrakcją turystyczną i wizytówką miasta.

 Inna rzeczywistość

 muzeum moto 2Wszystkie auta i motocykle z kolekcji pana Witolda są sprawne i mogą jeździć. Kolekcjoner dba też, aby wszystkie ich części były oryginalne, aż do ostatniej śrubki. – Gdyby tak nie było, to czułbym, że oszukuję ludzi. Skoro mam muzeum, to mnie to do czegoś zobowiązuje, wszystko musi być zrobione perfekcyjnie – mówi.

Auta, które musiały przejść generalny remont, aby odzyskać dawną świetność, są wiernie odtworzone. Panu Witoldowi zdarzyło się nawet niemal na siłę wyrwać wdowie po właścicielu auta zdjęcie z albumu, aby dotrzeć do numerów seryjnych samochodu. Wtedy mógł skontaktować się z fabryką, a ona wysłała mu numery farb, którymi pierwotnie pomalowany był ten model.

Właściciel zadbał też o to, aby otoczenie jego pojazdów było równie wyjątkowe, jak one same. Podłoga muzeum wyłożona jest oryginalnym brukiem z ulicy Starowiejskiej w Gdyni, zaś ściany wystylizowane są na przedwojenne kamieniczki. Okiennice i drzwi, które zdobią kamieniczki, pochodzą z całego Trójmiasta. Jedne z ulicy Ogarnej z Wolnego Miasta Gdańska, kolejne z Alei Grunwaldzkiej w Sopocie albo też z jednego z pierwszych gdyńskich domków z 1927 roku. Przechadzając się między starymi autami i motocyklami, można naprawdę poczuć klimat końcówki lat 20. ubiegłego wieku.

Na ścianach wiszą też czarno-białe zdjęcia z tamtego okresu. – To przedstawia Skwer Kościuszki w 35. roku, a tu obok 38. rok. Zaledwie 3 lata, a tyle się zmieniło. Tak szybko zmieniała się ta nasza Gdynia – mówi z dumą pan Witold.

 Trudna miłość

 – Nie potrafię wskazać ulubionego pojazdu. Sentyment mam do absolutnie każdego. Mam je tak długo, że są dla mnie jak członkowie rodziny – stwierdza ze wzruszeniem kolekcjoner.

Wiele pojazdów wiąże się z jego wyrzeczeniami, nie wszystkie było łatwo zdobyć. Każdy z nich ma swoją wyjątkową historię.

– Ten tutaj kupił mój kolega. Od początku bardzo podobało mi się to auto i trochę się na nie czaiłem, ale kolega był nieugięty. Na moje szczęście, a były to czasy, że w sklepach trudno było cokolwiek dostać, nagle pojawił się piękny segment meblowy „Kopernik”. Żona kolegi tak długo namawiała go na te meble, że w końcu sprzedał mi auto, żeby mieć na nie pieniądze – opowiada z uśmiechem pan Witold.

Niestety nie posiadał całej kwoty, więc zapożyczył się u znajomych i rodziny. Żeby spłacić długi, przez 3 miesiące żył, jedząc głównie chleb z margaryną, który popijał herbatą gruzińską. – Muszę przyznać, że do dziś nie tknąłbym ani tej margaryny, ani herbaty – opowiada ze śmiechem.

 Chciałbym żyć 200 lat

 muzeum moto1Pan Witold nie potrafi powiedzieć, z którego pojazdu jest najbardziej dumny. – Wszystkie są dla mnie tak samo cenne. Nie obchodzi mnie ich wartość materialna, jedynie historyczna i sentymentalna. Przecież i tak w życiu ich nie sprzedam – zapewnia.

Kolekcję pana Witolda odziedziczy jego syn. Jak twierdzi kolekcjoner, jego potomek nie miał wyjścia – po prostu musiał się tym zainteresować. Tak w końcu został wychowany.

– Mam tylko jedno marzenie. Chciałbym żyć długo, nawet z 200 lat. Żeby zdążyć to wszystko zrobić, co sobie zaplanowałem… – dodaje. – Mam kłopot z tym budynkiem, jest za mały. Ale nie ma rzeczy niemożliwych. Przecież gram w totka, więc jak w końcu wygram, to dokończę swoje dzieło – marzy i po chwili wraca do pracy. Przecież jest jeszcze tyle do zrobienia.

 

Jeśli chcecie odwiedzić to niezwykłe miejsce:

Gdyńskie Muzeum Motoryzacji
ul. Żwirowa 2c
Gdynia – Chylonia
poniedziałek – sobota   9.00 – 17.00

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

18 − trzy =